04-10-2006, 14:19
Na spokojnie ...
Nie sądze że można nam coś konkretnego zarzucić. Cieżko mówić o kopaniu - raczej większość płyt została odsłonięta podczas uprzątania walających się liści, reszek ściułki itp. Dosłownie kilka zostało przy okazji lekko odsłoniętych. Żadna nie zmieniła położenia. Nie sądze więc żeby można było mówić o jakimś naruszeniu grobów czy stanowisk - notabene paranoicznie nikomu do tej pory nie przeszkadzały doły wyryte przez jakiś cwaniaczków szukających skarbów. Wiekszość prac polegała na wycięciu krzaków, trawy i tyle. Dodatkowo po niemieckiej stronie zostały oczyszczone (nieinwazyjnie) alejki wedle planów z UG Nowosolna i tych doniesionych przez kolegę Iwana. Z tych właśnie alejek, zgrabiono liście tylko po to by zaznaczyć ich oryginalny przebieg, którego zupełnie nie widać było w momencie rozpoczęcia prac.
Część z nas to przyszli historycy/archeologowie w trakcie kształcenia i mamy jako takie pojęcie o pewnych zasadach, których nie wolno przekraczać - niemniej jednak przydałby się fachowy i profesjonalny pomocnik w postaci zawodowego archeologa, który by trzymał ręke na pulsie. Niestety takowego nie było. Coż w głowie rodzi mi się pytanie, czy takiego nadzoru w czasie prac nie mogła zapewnić np. gmina - owszem dała wodę mineralną i chyba nawet taczkę ale taki nadzór by się przydał. Tylko po to żeby wykorzystać optymalnie energię płynącą z wolnotariuszy. Trzeba walczyć z sterotypem poszukiwacza-złodziejaszka bez zasad. To bzdura. Zgadzam się jednak na przyszłość, że takie akcje powinny być nadzorowane przez fachowca, który by odpowiadał ze efekty pracy (a raczej za zgodność z kanonami sztuki). Mądre zarzuty i krytyka owszem prawdziwa - niestety doprowadzi tylko do zabicia zapału młodych fascynatów i zaoowcuje tym, że cmentarz znów zarośnie i odejdzie w zapomnienie do momentu, gdy fortuna znów się odwróci i gdzieś, ktoś znów znajdzie mogiłę zbiorową wojenną, która trzeba będzie ekshumować i przenieść na Wiączyń.
Na koniec chciałbym raz jeszcze podkreślić to o czym wielokrotnie już pisałem. Kto normalny i w pełni rozumu spodziewa się znaleźć cokolwiek cennego na cmentarzu wojennym ? To nie jest X wiek, gdzie wojowników kładło się do grobu z mieczem i wyposażeniem wojennym. Polegli w bitwie łódzkiej 1914 roku, zwykle zostali ograbieni z co cenniejszych rzeczy już na polu chwały przez okoliczną ludność (często b. biedną) - znikało zwykle wszystko, co można było w jakikolwiek sposób użyć w domu - buty, pasy, klamry, troki, tornistry, płaszcze ... oczywiście także wszystko co cenne - pierścienie, wisiorki itp. Zwykle żołnierz chowany był w samej bieliznie lub strzepach munduru, oczwyście bez wyposażenia i broni. Broń zbierało zwycięskie wojsko z pobojowisk. Co lepsze a bardzo charakterystyczne dla Łodzi 1914 roku - mieszkańcy Łodzi jak tylko walki przeniosły się daalej urzadzali sobie swoiste wycieczki na pobojowiska w poszukiwaniu trofeuów. Doskonale to widać w kilku wspomieniach Łodzian wydanych w formie ksiązek. I tam dosłownie opisują wyjazdy na pobojowiska Wiączynia, Olechowa. Coż można wiec znaleźć, skoro większość rzeczy odebrano poległemu już kilka dni po śmierci, a to co się uchowało znikneło w momencie przenosin zwłok na miejsce pochówku na cmentarzu ? Pojedyńczy guzik ? Może jakaś zapomnianą monetę ? Nic więcej ... w literaturze jest to specjalnie podkreślane. Analogia jest dla całego okresu 1914-45.
Chciałbym właśnie na ten fakt zwrócić uwagę - większość poszukwiaczy to ludzie świadomi takich rzeczy. Obawiam się że większym problemem są tzw. "żule", którzy w nagłym przypływie idei jak zebrać na piwo lecą na cmentarz z łomem wyrywają dwie sztachety i jadą sprzedać je na złom. Ewentualnie wpadają na genialny pomysł, że skoro tam leży major armii niemieckiej to zapewne ma przy sobie przynajmniej połowę majątku swej rodziny, liczne dzieła sztuki i cuda jakich świat nie widział.
Na przyszłość zaś dla nas - proponowałbym poza wytycznymi od gminy na takie akcje wymusić w jakiś sposób udział osoby fachowej, lub chociaż posiadanie jakiś odpowiendich konkretnych wytycznych podpisanych przez odp. osobę (nie wiem - konserwatora zabytków
?) - wtedy jest jakieś oparcie konkretne i nie ma miejsca na improwizację, że to można zrobić a tego już lepiej nie robić.
Notabene na koniec napiszę, że celem odsłonięcia płyt (w wiekszości znajdujących się jedynie pod wartwą trawy, zgniłych liści i zarostnietych zielenią) było troska o nie - aby w momencie gdy wpadnie na cmentarz "ekipa czyszcząca" zatrudniona przez gminę, nie zostały przez nieświadomych pracowników poniszczone. Przecież taką płytę może złamać sam cięzar człowieka, który wejdzie na nią zupełnie nie zdając sobie sprawy z tego że istnieje. Absolutnie nie można mówić natomiast o jakiejś próbie stawiania płyt czy odkopywania zarysu nagrobków - nie.
Nie sądze że można nam coś konkretnego zarzucić. Cieżko mówić o kopaniu - raczej większość płyt została odsłonięta podczas uprzątania walających się liści, reszek ściułki itp. Dosłownie kilka zostało przy okazji lekko odsłoniętych. Żadna nie zmieniła położenia. Nie sądze więc żeby można było mówić o jakimś naruszeniu grobów czy stanowisk - notabene paranoicznie nikomu do tej pory nie przeszkadzały doły wyryte przez jakiś cwaniaczków szukających skarbów. Wiekszość prac polegała na wycięciu krzaków, trawy i tyle. Dodatkowo po niemieckiej stronie zostały oczyszczone (nieinwazyjnie) alejki wedle planów z UG Nowosolna i tych doniesionych przez kolegę Iwana. Z tych właśnie alejek, zgrabiono liście tylko po to by zaznaczyć ich oryginalny przebieg, którego zupełnie nie widać było w momencie rozpoczęcia prac.
Część z nas to przyszli historycy/archeologowie w trakcie kształcenia i mamy jako takie pojęcie o pewnych zasadach, których nie wolno przekraczać - niemniej jednak przydałby się fachowy i profesjonalny pomocnik w postaci zawodowego archeologa, który by trzymał ręke na pulsie. Niestety takowego nie było. Coż w głowie rodzi mi się pytanie, czy takiego nadzoru w czasie prac nie mogła zapewnić np. gmina - owszem dała wodę mineralną i chyba nawet taczkę ale taki nadzór by się przydał. Tylko po to żeby wykorzystać optymalnie energię płynącą z wolnotariuszy. Trzeba walczyć z sterotypem poszukiwacza-złodziejaszka bez zasad. To bzdura. Zgadzam się jednak na przyszłość, że takie akcje powinny być nadzorowane przez fachowca, który by odpowiadał ze efekty pracy (a raczej za zgodność z kanonami sztuki). Mądre zarzuty i krytyka owszem prawdziwa - niestety doprowadzi tylko do zabicia zapału młodych fascynatów i zaoowcuje tym, że cmentarz znów zarośnie i odejdzie w zapomnienie do momentu, gdy fortuna znów się odwróci i gdzieś, ktoś znów znajdzie mogiłę zbiorową wojenną, która trzeba będzie ekshumować i przenieść na Wiączyń.
Na koniec chciałbym raz jeszcze podkreślić to o czym wielokrotnie już pisałem. Kto normalny i w pełni rozumu spodziewa się znaleźć cokolwiek cennego na cmentarzu wojennym ? To nie jest X wiek, gdzie wojowników kładło się do grobu z mieczem i wyposażeniem wojennym. Polegli w bitwie łódzkiej 1914 roku, zwykle zostali ograbieni z co cenniejszych rzeczy już na polu chwały przez okoliczną ludność (często b. biedną) - znikało zwykle wszystko, co można było w jakikolwiek sposób użyć w domu - buty, pasy, klamry, troki, tornistry, płaszcze ... oczywiście także wszystko co cenne - pierścienie, wisiorki itp. Zwykle żołnierz chowany był w samej bieliznie lub strzepach munduru, oczwyście bez wyposażenia i broni. Broń zbierało zwycięskie wojsko z pobojowisk. Co lepsze a bardzo charakterystyczne dla Łodzi 1914 roku - mieszkańcy Łodzi jak tylko walki przeniosły się daalej urzadzali sobie swoiste wycieczki na pobojowiska w poszukiwaniu trofeuów. Doskonale to widać w kilku wspomieniach Łodzian wydanych w formie ksiązek. I tam dosłownie opisują wyjazdy na pobojowiska Wiączynia, Olechowa. Coż można wiec znaleźć, skoro większość rzeczy odebrano poległemu już kilka dni po śmierci, a to co się uchowało znikneło w momencie przenosin zwłok na miejsce pochówku na cmentarzu ? Pojedyńczy guzik ? Może jakaś zapomnianą monetę ? Nic więcej ... w literaturze jest to specjalnie podkreślane. Analogia jest dla całego okresu 1914-45.
Chciałbym właśnie na ten fakt zwrócić uwagę - większość poszukwiaczy to ludzie świadomi takich rzeczy. Obawiam się że większym problemem są tzw. "żule", którzy w nagłym przypływie idei jak zebrać na piwo lecą na cmentarz z łomem wyrywają dwie sztachety i jadą sprzedać je na złom. Ewentualnie wpadają na genialny pomysł, że skoro tam leży major armii niemieckiej to zapewne ma przy sobie przynajmniej połowę majątku swej rodziny, liczne dzieła sztuki i cuda jakich świat nie widział.
Na przyszłość zaś dla nas - proponowałbym poza wytycznymi od gminy na takie akcje wymusić w jakiś sposób udział osoby fachowej, lub chociaż posiadanie jakiś odpowiendich konkretnych wytycznych podpisanych przez odp. osobę (nie wiem - konserwatora zabytków
?) - wtedy jest jakieś oparcie konkretne i nie ma miejsca na improwizację, że to można zrobić a tego już lepiej nie robić.
Notabene na koniec napiszę, że celem odsłonięcia płyt (w wiekszości znajdujących się jedynie pod wartwą trawy, zgniłych liści i zarostnietych zielenią) było troska o nie - aby w momencie gdy wpadnie na cmentarz "ekipa czyszcząca" zatrudniona przez gminę, nie zostały przez nieświadomych pracowników poniszczone. Przecież taką płytę może złamać sam cięzar człowieka, który wejdzie na nią zupełnie nie zdając sobie sprawy z tego że istnieje. Absolutnie nie można mówić natomiast o jakiejś próbie stawiania płyt czy odkopywania zarysu nagrobków - nie.
Tylko guziki nieugięte
przetrwały śmierć świadkowie zbrodni
z głębin wychodzą na powierzchnię
jedyny pomnik na ich grobie
i dymi mgłą katyński las (...)
przetrwały śmierć świadkowie zbrodni
z głębin wychodzą na powierzchnię
jedyny pomnik na ich grobie
i dymi mgłą katyński las (...)