06-03-2007, 12:17
tenże mój kolega z Hajki zarzekał się, że w latach 60-tych podczas manewrów czołg został na dnie jeziora Hajka. Nie bardzo w to wierzę, bo jezioro to zatamowana Radew i pewnie od czasu do czasu spuszcza się całą wodę - tak domniemywam. Faktem jest, że kiedyś zatopiliśmy w jeziorze blaszaną łódkę. Titanic to nie był, ale chcieliśmy sprawdzić, ile kamieni trzeba wrzucić do łódki, żeby poszła na dno.
Jeszcze jedna ciekawostka koszalińska - mama mojego kolegi, Wanda Jakubowska (może jeszcze żyje) opowiadała, że na Wileńszczyźnie w gospodarstwie jej rodziców w 1945 stacjonował słynny „Łupaszka” tuż przed przeskoczeniem granicy do „nowej” Polski.
Na Chełmskiej Górze pewnie nie ma już nic ciekawego. W dzieciństwie widziałem, jak archeolodzy wygrzebywali na niej szkielety. Ale w Mostowie rzeczywiście było sporo fantów. Kiedy znaleźliśmy 50 metrów od leśniczówki niemiecki granat-tłuczek, mój ojciec próbował go zdetonować. Fachowo, w końcu był wojskowym, choc lekarzem. Rzucał nim, rzucał i nic. W końcu z leśniczym zakopali żelastwo metr pod ziemią. Natomiast panzerfaustem w lesie zainteresował się pewien drwal. Zakochany nieszczęśliwie w młodej wczasowiczce, postanowił popełnić po pijoku samobójstwo przez rozkręcenie panzerfausta. Poszedł, rozkręcił - nic się nie stało. Przyniósł wszystkie bebechy na podwórko. Chyba po roku w okolicy mieli poligon saperzy. Zanieśliśmy im to wszystko - miałem wtedy 10 lat. Jakiś kapral obejrzał części po kolei, wyciągnął z jednej coś błyszczącego alumionowego, lekko zbladł, wrzasnął „padnij” i rzucił to na drogę. Ale walnęło! Zapamiętałem to do dziś.
A drwal wytrzeźwiał... Ot, koszalińskie wspomnienia.
[ Dodano: 6 Marzec 2007, 11:19 ]
sorry za literówkę: aluminiowego. Może to był zapalnik?
Jeszcze jedna ciekawostka koszalińska - mama mojego kolegi, Wanda Jakubowska (może jeszcze żyje) opowiadała, że na Wileńszczyźnie w gospodarstwie jej rodziców w 1945 stacjonował słynny „Łupaszka” tuż przed przeskoczeniem granicy do „nowej” Polski.
Na Chełmskiej Górze pewnie nie ma już nic ciekawego. W dzieciństwie widziałem, jak archeolodzy wygrzebywali na niej szkielety. Ale w Mostowie rzeczywiście było sporo fantów. Kiedy znaleźliśmy 50 metrów od leśniczówki niemiecki granat-tłuczek, mój ojciec próbował go zdetonować. Fachowo, w końcu był wojskowym, choc lekarzem. Rzucał nim, rzucał i nic. W końcu z leśniczym zakopali żelastwo metr pod ziemią. Natomiast panzerfaustem w lesie zainteresował się pewien drwal. Zakochany nieszczęśliwie w młodej wczasowiczce, postanowił popełnić po pijoku samobójstwo przez rozkręcenie panzerfausta. Poszedł, rozkręcił - nic się nie stało. Przyniósł wszystkie bebechy na podwórko. Chyba po roku w okolicy mieli poligon saperzy. Zanieśliśmy im to wszystko - miałem wtedy 10 lat. Jakiś kapral obejrzał części po kolei, wyciągnął z jednej coś błyszczącego alumionowego, lekko zbladł, wrzasnął „padnij” i rzucił to na drogę. Ale walnęło! Zapamiętałem to do dziś.
A drwal wytrzeźwiał... Ot, koszalińskie wspomnienia.
[ Dodano: 6 Marzec 2007, 11:19 ]
sorry za literówkę: aluminiowego. Może to był zapalnik?