Myślę, ze nawet minuty nikt nie wytrzymał. Przypomniało mi się, jak zmarł Breżniew. Akurat był cały zespół w sali kiedy wszedł kierownik i mówi : "Zmarł Breżniew". Nikt nie zareagował, każdy zajmował się swoimi sprawami, ale gdy Tadek J powiedział: "a jednak wylał się kwas z akumulatorów". gruchnęła taka salwa śmiechu, że cały budynek Uniprotu się zatrząsł. Dla młodzieży: tego dnia rano ktoś opowiedział kawał: Dlaczego Breżniew tak sztywno chodzi jak automat - bo KC się boi, żeby nie wylał się mu kwas z akumulatorów.
Zresztą, Polacy zawsze robili sobie jaja ze wszystkiego. Myślę, że z pogrzebu Stalina też. Teraz tworzy się opinię, że w latach 70 i 80 byli sami kolaboranci, panował komunizm i bieda. Jest to ogromne uproszczenie. Wszyscy, z którymi miałem do czynienia wcale nie byli zastraszeni. Każdy robiło to co chciał i mówił co chciał. Nawet w wojsku na zajęciach z polityki, gdzie młody porucznik wciskał kit, leciały kawały polityczne i nikt za to nie był pociągany za konsekwencje. Sam się śmiał i przepraszał, ze musi mówić to co mówi. Na Politechnice studenci z NRD byli wprost przerażeni że zaraz wpadnie policja i rozgoni towarzystwo ( w rzeczywistości milicja nie miała prawa wstępu na teren politechniki i osiedli akademickich bez zgody rektora), wietnamscy studenci natomiast mieli zakaz kontaktów z polskimi. Byli w swojej hermetycznej grupie, mieli stałego opiekuna z ambasady wietnamskiej, chociaż zdarzały się wyjątki i niektórzy tak jak Hania ( Han - drugiej części nie pamiętam), uczestniczyła w niektórych imprezach.
Zresztą, Polacy zawsze robili sobie jaja ze wszystkiego. Myślę, że z pogrzebu Stalina też. Teraz tworzy się opinię, że w latach 70 i 80 byli sami kolaboranci, panował komunizm i bieda. Jest to ogromne uproszczenie. Wszyscy, z którymi miałem do czynienia wcale nie byli zastraszeni. Każdy robiło to co chciał i mówił co chciał. Nawet w wojsku na zajęciach z polityki, gdzie młody porucznik wciskał kit, leciały kawały polityczne i nikt za to nie był pociągany za konsekwencje. Sam się śmiał i przepraszał, ze musi mówić to co mówi. Na Politechnice studenci z NRD byli wprost przerażeni że zaraz wpadnie policja i rozgoni towarzystwo ( w rzeczywistości milicja nie miała prawa wstępu na teren politechniki i osiedli akademickich bez zgody rektora), wietnamscy studenci natomiast mieli zakaz kontaktów z polskimi. Byli w swojej hermetycznej grupie, mieli stałego opiekuna z ambasady wietnamskiej, chociaż zdarzały się wyjątki i niektórzy tak jak Hania ( Han - drugiej części nie pamiętam), uczestniczyła w niektórych imprezach.