Moja ostatnia wizyta na lotnisku w Aleksandrowie Łódzkim odbyła się dokładnie w sobotę 01.03.1986r.
Sobota, południe, na dworze mróz minus 20 stopni, siedzę z rodzinką w ciepłym mieszkaniu a tu dzwonek do drzwi. Otwieram, człowieczek podaje mi kopertę, mówi "sygnał", każe pokwitować i znika. Otwieram a tu rozkaz natychmiastowego udania się do miejsca zbiórki na parkingu prze dworcu Łódź Żabieniec. Ponieważ zawsze, w takich przypadkach "listonosz" musiał napisać godzinę oddania rozkazu, zjadłem coś i na zbiórkę.
Na parkingu było kilku wojskowych, cały czas schodzili się ludzie i stało dużo autobusów komunikacji miejskiej. Kazali wsiadać do autobusów, a gdy się zapełnił, odjeżdżał na lotnisko w Aleksandrowie Łódzkim. Na lotnisku każdy dostawał przydział i wsiadał, żeby zmylić Bundeswehr'ę, do innego autobusu. Mój autobus pojechał do jakiejś szkoły. Szyby były zamarźnięte więc nie mam pojęcia gdzie to było. W szkole wszystkich nas posadzili w klasie szkolnej i siedzieliśmy tam około 5 godzin w ławeczkach kompletnie nic nie robiąc i bez jakiejkolwiek informacji.
W pewnym momencie przywieźli mundury, przebraliśmy się i zabrali nasze ciuchy w workach. Wtedy zapakowali nas do autobusu i pojechaliśmy przez las do jakiegoś POM'u. Była północ, minus 25 stopni, kilkuset chłopa w kolejce po broń (stwierdziłem, że nie zgłupiałem jeszcze i nie biorę broni) do tego każda musiała być wpisana do książeczki wojskowej. Pobrałem materac i wyposażenie. Około godziny 2 rano w niedzielę pada rozkaz - wojsko idzie spać. Miejscem spania były wielkie hale garażowe, z których wyprowadzono maszyny rolnicze. Hala z betonową podłogą i wielkimi drzwiami na kombajny. Wewnątrz temperatura minus 25 stopni. ułożyliśmy materace na podłodze i, w pełnych ciuchach, kładliśmy się po dwóch okrywając się wtedy dwoma kocami. O godzinie 6 rano pobudka. Ustawili nas w formacji do odprawy pułku. Staliśmy pół godziny aż przyjechał samochód z generałami, popatrzyli, dowódca całego zbiegowiska krzyknął "czołem żołnierze" i pojechali.
Zaczęło się zdawanie pobranego sprzętu i broni. I tu wygrałem. Sprzęt zdawało się w miarę szybko a do zdawania broni ustawiła się długa kolejka (cały pułk) na wiele godzin, bo przecież broń i wykreślenie z książeczki wojskowej. A ja wskoczyłem do jednego z pierwszych autobusów, który zawiózł nas do jednostki przy ul. 6 Sierpnia 92 w Łodzi. Tam mieściły się wtedy oddziały pierwszorzutowe garnizonu i tam znalazły się nasze ciuchy. Przebranko, wpis do książeczki i biegiem do domu do wanny pełnej gorącej wody. Sama radość! Szczególnie gdy, leżąc w wannie, pomyślałem o tych co stoją jeszcze na mrozie zdając broń!
Na zdjęciu: parking przed dworcem Łódź Żabieniec w 1986r.