Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
JW Zgierz-las
#31
Tradycje jednostki radiotechnicznej w Zgierzu sięgają pierwszej połowy lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku. Powstała jako 5 kompania obserwacyjno-meldunkowa w Zabrzu. W tym okresie często zmieniano jej dyslokację (Łowicz, Warszawa, Białobrzegi i na końcu Zgierz). Od 1955 r. stała się 5 kompanią radiotechniczną (krt), a już w następnym roku przeformowano ją w 5 samodzielny batalion radiotechniczny (sbrt) (JW 1599). Po kolejnych zmianach przemianowany na w 5 batalion rozpoznania radiolokacyjnego (brr). Dalsze zmiany to od 1968 r. jest 5 batalionem radiotechnicznym (brt) a od 1973 r. przeformowany w 5 pułk radiotechniczny (prt). Jednostka ta, jak jej poprzednie "mutacje" była jednostką radiotechniczną Wojsk Lądowych i podlegała bezpośrednio pod MON. Była m.in. organizatorem Stanowiska Dowodzenia Szefa Wojsk Obrony Przeciwlotniczej (SD Szefa W OPL) (JW 4645). Na marginesie dodam, że w Wojskach Lądowych oprócz w/w istniały brt przy każdym okręgu wojskowym. W latach dziewięćdziesiątych XX w. następuje powolna restrukturyzacja w Wojsku Polskim (WP) zgierska jednostka (od 1994 r. JW 2819) w 1996 r. zostaje przekazana do Wojsk Lotniczych i Obrony Powietrznej (WLOP), a następnie przeformowana w manewrowy batalion radiotechniczny (mbrt). Rozformowana w 2007 r. Obecnie w koszarach kwateruje m.in. 31 Wojskowy Oddział Gospodarczy (WOG).
Odpowiedz
#32
Witam,

Wybrałem taki login, ponieważ na Piątkowskiej TT wz. 33 była moją bronią służbową i chyba dlatego to pierwsze mi do głowy przyszło. Dodam dużo więcej informacji na temat terenu chronionego w lesie na Malince, ponieważ służyłem w jednostce przy Piątkowskiej od listopada 1982r. do końca kwietnia 1983r. po przeniesieniu z Oksywia z Marynarki Wojennej.

Przede wszystkim teren magazynów i warta podlegały bezpośrednio pod dowództwo Pomorskiego Okręgu Wojskowego w Bydgoszczy. Bezpośrednim przełożonym warty był oficer operacyjny okręgu, który miał swoją siedzibę w jednostce przy Konstantynowskiej. W lesie na Malince magazynowana była amunicja dla Garnizonu Łódzkiego i coś tam jeszcze. Amunicja była składowana w bunkrach podziemnych częściowo wystających z ziemi, dodatkowo zabezpieczonych wałami ziemi wokół części nadziemnej. Pod wejście do każdego z bunkrów był wjazd wycięty w wale od strony drogi wewnętrznej więc teren był "górzysty" a reszta "rupieci" składowana była w budynkach magazynowych naziemnych. Dlatego obserwatorzy zza ogrodzenia oraz wartownicy widzieli wyłącznie kilka typowych budynków magazynowych i wały ziemi. Przez ogrodzony teren szła szeroka droga łącząca plac manewrowy z awaryjną bramą wyjazdową na Malinkę.

Teren był rzeczywiście bardzo duży. Wjeżdżało się drogą leśną, wąską na jeden samochód, rozpoczynającą się po prawej od trasy ze Zgierza w miejscu, w którym zaczyna się zjeżdżać trasą z góry w kierunku Malinki. Dzisiaj chyba jest przegrodzona szlabanem jak każda droga do lasu. Dojeżdżało się do bramy, za którą znajdował się duży plac manewrowy a za tym placem, lekko po lewej na wprost bramy, stała murowana wartownia. Wchodziło się przez sień do pokoju zmiany czuwającej, obok (też od frontu) był wąski pokój dla dowódcy warty z kojem, telefonem, dokumentami i skrzyniami z amunicją dodatkową prócz posiadanej przez żołnierzy, za pokojem zmiany czuwającej znajdował się pokój zmiany odpoczywającej z łóżkami. Z drugiej strony sieni była kotłownia. Za budynkiem wartowni stał budynek gospodarczy.

W kierunku Malinki leżał, ogrodzony dwoma rzędami drutów kolczastych, teren, który ciągnął się aż do parkingu na Malince. Na ten parking był awaryjny wyjazd poprzez zaplombowaną ówcześnie bramę. Pomiędzy ogrodzeniami z drutów kolczastych chodzili wartownicy ścieżką przy wewnętrznym płocie a ziemia pozostałej części pasa była zaorana. Przy tylnych (znaczy od strony Malinki) narożnikach terenu oraz po bokach w połowie terenu znajdowały się daszki z telefonami umożliwiającymi dwustronny kontakt wartownik - dowódca warty. Wartownik mógł zadzwonić do dowódcy ale mógł też być wezwany do telefonu głośnym dzwonkiem. Wzdłuż ścieżki stały lampy oświetlające, bez sensu, tylko ziemię pomiędzy drutami i oczywiście wartownicy byli doskonale widoczni a wkoło las, szczególnie w nocy czarny. Żołnierze bali się tej warty, szczególnie nocą, ponieważ każdy szelest za płotem, trzask gałązki mógł wskazywać, że ktoś tam, może nawet bardzo blisko, czai się lub obserwuje będąc zupełnie niewidoczny w ciemnościach a żołnierz chodzi w świetle i nie ma żadnej możliwości na wejście w cień lub ukrycie się. W przypadku ataku nie miałby jakiejkolwiek szansy do obrony, przede wszystkim byłby odstrzelony nim by się w czymkolwiek zorientował. Bali się tej warty też dowódcy, ponieważ bali się reakcji żołnierzy a zdarzały się różniste ze względu na zagrożenie i związane z tym napięcie. Gdy moimi podwładnymi zostawali młodzi żołnierze to rozprowadzający żegnał się przed wyjściem ze zmianą a gdy wchodził na ścieżkę pomiędzy drutami to darł się jak mógł najgłośniej, żeby młody ich nie zastrzelił ze strachu. Ja byłem wyjątkiem z dwóch powodów. Po pierwsze byłem dowódcą "plutonu" wartowniczego chroniącego jednostkę przy Piątkowskiej (napisałem w cudzysłowie "plutonu", ponieważ znalazłem się w kompanii, która miał pluton łączności 5 ludzi z dowódcą zawodowym żołnierzem, pluton straży pożarnej 6 ludzi z dowódcą żołnierzem zawodowym a mnie, czyli podchorążemu rezerwy, wpierniczyli pluton wartowniczy 110 ludzi) i dobrze sobie dawałem radę. Po drugie, gdy dowiedziałem się, że na Malince jestem Panem Bogiem i Piątkowska razem z Garnizonem Łódzkim i okolicą mogą mi wskoczyć to wiedziałem, że to jest miejsce dla mnie. Szczególnie po tym gdy, niedługo po moim przybyciu do Zgierza, dostałem służbę dowódcy plutonu alarmowego pułku. To był stan wojenny. Było niemiło, nie pospałem. Musiałem zrobić porządek w Zgierzu. Stwierdziłem, że nie dam się więcej w toto wrobić. Przepraszam za wtręty osobiste. Już kontynuuję.

Jedzenie. Suchy prowiant przywoziła warta samochodem ciężarowym ze sobą a po obiad chodziło piechotą 2 żołnierzy z warty z termosami - plecakami do jednostki przy Piątkowskiej.

Teraz o obsadzie warty. Pierwszą połowę roku kalendarzowego wartę w lesie na Malince obsadzała Konstantynowska a drugą połowę Piątkowska. Za to pierwszą połowę roku Piątkowska obsadzała służbę pomocnika oficera operacyjnego okręgu przy Konstantynowskiej a drugą połowę roku załatwiała to na miejscu Konstantynowska. Załapałem się również na służbę pomocnika więc dodam, że oficer operacyjny okręgu urzędował w pomieszczeniach budynku wartowni (po lewej zaraz za bramą) na piętrze. Cały dół zajmowała warta i ktoś (prócz oficera i pomocnika) kto chciał wejść na górę musiał zameldować się dowódcy warty a ten dzwonił na górę z pytaniem czy ma gościa wpuścić. Druga rewelacyjna służba. Dlatego na środku sali operacyjnej rozstawiałem sobie kojo, włączałem telewizor (2 programy), radio (już lepiej) a wkoło miałem dalekopisy, książki do rozszyfrowywania i do szyfrowania, telefony i święty spokój. Jeden dalekopis służył wyłącznie do bezpośredniego kontaktu z dowództwem Pomorskiego Okręgu Wojskowego w Bydgoszczy, inne służyły do odbioru meldunków z rejonu Łodzi oraz w sprawach związanych z wojskiem Garnizonu Łódzkiego będącym poza obszarem Garnizonu.

Odprawa warty wyglądała następująco. Ładowaliśmy się do samochodu ciężarowego w jednostce przy Piątkowskiej i jechaliśmy do jednostki przy Konstantynowskiej. Wypakowywaliśmy się przed budynkiem warty. Przychodził oficer operacyjny okręgu, meldowałem, kontrolował wartę, wydawał czasem jakieś dodatkowe polecenia i instrukcje, robił nam papa i jechaliśmy do lasu. Tam przejmowałem formalnie wartę, rozprowadzający zmieniali wartowników, "stara" warta ładowała się na samochód i spokój. Po 24 godzinach, po zdaniu warty, jechaliśmy na Konstantynowską, meldowałem oficerowi operacyjnemu, porozmawialiśmy o tym co się zadziało (a nie było warty, żeby się nie zadziało) i wracaliśmy na Piątkowską.

Jeszcze o terenie. Przypomniałem sobie, że pod koniec 1982r. jakiś generał, sam albo z innymi gigantami, wpadł na "genialny" pomysł, żeby urządzić na terenie chronionym miejsce rekreacyjne z wykorzystaniem rzeczki, która przepływała przez część ogrodzoną w prawej tylnej części (patrząc od wartowni w kierunku Malinki). Dla kogo, po co, nie pamiętam. W każdym razie szybko pojawiły się koparki i spychacze i zaczęły, jeszcze w grudniu, tworzyć jeziorko na rzeczce oraz nowe koryto rzeczki, żeby płynęła zakrętami. Ponieważ od stycznia wartę przejęła Konstantynowska szczęśliwie nie musiałem ciągu dalszego oglądać.

Jeżeli ktoś ma jeszcze jakieś pytania proszę napisać. Gdy będę posiadał wiedzę chętnie odpowiem.
Odpowiedz
#33
Bardzo dziękujemy za ten wpis , dużo wyjaśnia .
Odpowiedz
#34
Dzięki za fajny opis. Jak masz jakieś ciekawe wspomnienia ze służby w obiektach naszego garnizonu to zakładaj wątki i opisuj Smile
Coś więcej do powiedzenia na temat Konstantynowskiej? Wszak to przedwojenny obiekt.
"Bóg walczy po tej stronie, która ma lepszą artylerię" - Napoleon Bonaparte
Scale Model Warehouse Poland smwarehouse.pl
Odpowiedz
#35
(29-12-2017, 02:10)gunship napisał(a): Dzięki za fajny opis. Jak masz jakieś ciekawe wspomnienia ze służby w obiektach naszego garnizonu to zakładaj wątki i opisuj Smile
Coś więcej do powiedzenia na temat Konstantynowskiej? Wszak to przedwojenny obiekt.
Przy Konstantynowskiej miałem tylko służbę pomocnika oficera operacyjnego okręgu z podległością bezpośrednio dowództwu Pomorskiego Okręgu Wojskowego w Bydgoszczy (tak jak teren i warta na Malince). Służba odbywała się w pomieszczeniach nad wartownią wyposażonych we wszystko oraz zapewniających całkowitą niezależność i zupełną izolację od świata zewnętrznego. Nawet jedzenie nam dostarczano. Skład był tylko dwuosobowy, oficer i pomocnik. Nie było podstaw do opuszczania tych pomieszczeń przez pomocnika. Oficer często i na wiele godzin wychodził, szczególnie wtedy gdy był z jednostki przy Konstantynowskiej. W razie konieczności bez problemu i szybko mogłem go ściągnąć. Dlatego, prócz terenu między bramą i pierwszym budynkiem po prawej tuż za nią, nie znam jednostki przy Konstantynowskiej i nie ma sensu, żebym zakładał osobny wątek jej poświęcony.

Moja robota polegała na przyjmowaniu dalekopisem zaszyfrowanych meldunków z Łodzi i okolic oraz w sprawach zdarzeń a także spraw osobowych oficerów i żołnierzy znajdujących się na całym terytorium Polski. Następnie je rozszyfrowywałem. Po rozszyfrowaniu i tak nie miałem pojęcia co się znajduje w meldunku, ponieważ szyfrowanie było wielokrotne. Następnie je szyfrowałem (według innego szyfru niż ten, według którego przyszła do mnie zaszyfrowana) i przekazywałem dalekopisem do Bydgoszczy. Pisanie na dalekopisie wymagało biegłości w pisaniu na maszynie. Ja jej nie miałem a dalekopis, podczas przekazywania wiadomości, tworzył połączenie bezpośrednie. Wspominam o tym, ponieważ podczas składania przeze mnie stałych meldunków często zdarzało się, że mój odpowiednik w Bydgoszczy wiedząc po początku, że to będzie standardowy meldunek i wiedząc co będzie zawierał oraz mając dosyć długiego czekania aż go skończę przejmował jego pisanie i nagle maszyna po mojej stronie sama zaczynała szybko pisać. Tylko na koniec pokazywało się pytanie "czy się zgadza". Odpisywałem "tak". Dostawałem "spokojnej służby" i połączenie było zrywane.

Raz trafiła mi się akcja. Mianowicie podczas objazdu budów, które były realizowane przez pułk budownictwa łączności przy Piątkowskiej na terytorium całej Polski, poważnemu wypadkowi samochodowemu uległ dowódca tego pułku. Niestety nie pamiętam jak to się stało ale meldunek o tym nie został przekazany do Bydgoszczy. Pamiętam tylko, że nikt nie miał do mnie pretensji. Natomiast oficer operacyjny miał przegwizdane, szczególnie dlatego, że wtedy (w trakcie trwania stanu wojennego) każde takie zdarzenie w wojsku traktowane było jak zamach.
Odpowiedz
#36
Odnośnie stanu wojennego , to jeszcze w 1990 w magazynkach broni na Konstantynowskiej były magazynki oznaczone białą farbą przeznaczone do ostrej amunicji .
Odpowiedz
#37
(29-12-2017, 20:01)halskir napisał(a): Odnośnie stanu wojennego , to jeszcze w 1990 w magazynkach broni na Konstantynowskiej  były magazynki oznaczone białą farbą przeznaczone do ostrej amunicji .

Nigdy nie widziałem magazynka jakkolwiek oznaczonego białą farbą.
Byłem w SPR w Nalazkach, byłem dowódcą w Marwoju na Oksywiu i w Zgierzu.
Wszędzie ja, moi i inni żołnierze mięliśmy ostre w magazynkach non stop.
W wojsku byłem od początku maja 1982 do końca kwietnia 1983r.
Odpowiedz
#38
Służyłem na Konstantynowskiej w 1990 i takie magazynki były . To , że to pamiątka ze stanu wojennego dowiedzieliśmy się od kadry . Widocznie część żołnierzy przy ewentualnych zamieszkach miała amunicję ślepą na postrach a część ostrą
Odpowiedz
#39
(30-12-2017, 00:41)halskir napisał(a): Służyłem na Konstantynowskiej w 1990 i takie magazynki były . To , że to pamiątka ze stanu wojennego dowiedzieliśmy się od kadry . Widocznie część żołnierzy przy ewentualnych zamieszkach miała amunicję ślepą na postrach a część ostrą

Jak widać z mojego "szlaku bojowego", trochę widziałem.
Do tego rozpocząłem służbę pół roku po ogłoszeniu stanu wojennego i atmosfera była poważna. Nikt nie słyszał o zjawisku "strzelanie na postrach".

Były patrole w miastach, warty, akcje. Wszystko na bardzo poważnie. Wojsko brało udział w obstawianiu rejonów i pilnowaniu porządku ale nie brało udziału w walkach z ludźmi, jak to piszesz w "zamieszkach". Takie walki prowadziło zomo. Miałem okazję obserwować regularne walki uliczne w Gdyni i w Gdańsku w dniu pierwszej rocznicy rejestracji "Solidarności". O godzinie 12 w południe miał się rozpocząć strajk w stoczni gdyńskiej doskonale widocznej z Oksywia. Obserwowaliśmy przez lornety czy tam coś się dzieje. W stoczni nic się nie działo a mnie naszła ostra chandra więc postanowiłem włożyć cywilki i pojechać kolejką do Gdańska na piwo. A tu walki rozpoczęły się po 16. No to się napatrzyłem ... strzelanie do ludzi z ostrych (liście i gałęzie fruwały), ludzi rozjeżdżanych BRDM'ami, strzelanie do tłumu z umieszczonych na zomowskich BRDM'ach dział pociskami z gazem łzawiącym, sam musiałem wiać przed zomowcami, ratowałem ludzi zagazowanych (nas szkolono w SPR praktycznie jak dawać sobie radę z różnymi gazami, w tym gł, poprzez zagazowywanie nas bez jakichkolwiek masek i innych ochron w specjalnych namiotach) i dużo, dużo więcej, ledwo cały wróciłem do jednostki, .... Ale to na inną opowieść.

Miałem szczęście, że wtedy byłem w Marynarce Wojennej, ponieważ wszystkie "zielone" pułki na Oksywiu i w okolicy znajdowały się w stanie alarmu i najwyższym stopniu gotowości bojowej (ślepaki - ponury żart) a Marynarka Wojenna olewała i pełen luz. Zresztą tak samo było w Marynarce Wojennej w 1970r. choć wtedy dowództwo użyło innego manewru ładując wszystkich marynarzy na okręty oraz wszystko co mogło pływać i wyszli w morze. Na lądzie pozostali jedynie wartownicy.

Jest jeszcze jeden problem - techniczny. Żeby nastąpiło samoczynne przeładowanie i wprowadzenie kolejnego naboju do lufy to gazy przeładowywujące muszą być mocno sprężone, żeby poruszyć wszystkie części w karabinie. Wystrzelenie naboju ślepego nie spowoduje samoczynnego przeładowania ze względu na brak ciśnienia gazu, ponieważ natychmiast się rozpręża wylatując przez otwartą lufę. Gdy się strzela ostrym to gazy sprężają się za pociskiem w ten sposób go wyrzucając z lufy i jednocześnie następuje samoczynne przeładowanie. Można strzelać ogniem ciągłym ślepakami ale trzeba na lufę nakręcić tzw. odrzutnik czyli nakrętkę bardzo zwężającą otwór wylotowy co umożliwia sprężenie gazów tak, żeby wprowadziły kolejnego ślepaka do lufy. Ale żeby następnie strzelić ostrym to trzeba by odkręcić odrzutnik. A to nie trwa sekundę. Jak widać to jest nierealne w akcji. A do tego byłoby widoczne dla całej okolicy, że broń nie jest przygotowana do strzelania ostrymi. I jeszcze jedno - z bliska i z daleka, bez problemu, można rozpoznać czy ktoś strzela ostrymi czy ślepakami.

Kadra zażartowała sobie wciskając kit o ślepakach i ostrych w oznaczanych magazynkach ... i to jeszcze w stanie wojennym.
Odpowiedz
#40
(29-12-2017, 02:10)gunship napisał(a): Dzięki za fajny opis. Jak masz jakieś ciekawe wspomnienia ze służby w obiektach naszego garnizonu to zakładaj wątki i opisuj Smile
Coś więcej do powiedzenia na temat Konstantynowskiej? Wszak to przedwojenny obiekt.

Znalazłem film: "Wręczenie sztandaru I Pułkowi Łączności w Zgierzu przez marszałka Rolę-Żymierskiego".
Data wydania: 1946-06-27
Czas trwania: 00:53

http://www.repozytorium.fn.org.pl/?q=pl/node/4422
Odpowiedz
#41
Być może żartowali , tego na pewno nie wiem , ale fakt , że takie magazynki były a młodym i głupim żołnierzom z unitarki mogli wcisnąć jakiś bardziej śmieszniejszy kit . Bardzo , bardzo , bardzo jestem ciekawy natomiast twojej relacji z zamieszek takie świadectwa nie powinny zginąć . Może pokusisz się o opisanie albo zorganizujemy kiedyś jakieś pogaduchy przy herbatce ?
Odpowiedz
#42
(02-01-2018, 21:52)halskir napisał(a): Być może żartowali , tego na pewno nie wiem , ale fakt , że takie magazynki były a młodym i głupim żołnierzom z unitarki mogli wcisnąć jakiś bardziej śmieszniejszy kit . Bardzo , bardzo , bardzo jestem ciekawy natomiast twojej relacji z zamieszek takie świadectwa nie powinny zginąć . Może pokusisz się o opisanie albo zorganizujemy kiedyś jakieś pogaduchy przy herbatce ?

Kadra robiła sobie często jaja z młodych. Sam to wielokrotnie widziałem. Najczęściej to było wysyłanie po coś co nie istniało. Kadra bawiła się setnie a żołnierz był kompletnie ogłupiony. I o to kadrze chodziło.

Najlepszy numer jaki osobiście miałem, to znaczy osobiście się z nim zetknąłem, przeżyłem na Oksywiu. Wysłałem młodego marynarza na pierwszą przepustkę do domu. Chłopak wraca, trzęsie się jak galareta, wchodzi do mojej kanciapy, próbuje się zameldować ale nie może wykrztusić słowa. Mówię mu, że nie musi mi się u mnie meldować gdy wraca z przepustki, od tego jest stolik. Marynarzyk dalej stoi i się trzęsie. Pytam czy w domu coś złego - nie. I dalej próbowałem go uspokoić aż zaczął mówić. Otóż zatrzymał go patrol WSW. Dowódcą był zawodowiec. Sprawdzili mu papiery a na koniec zadał pytanie co zrobił z daszkiem od czapki. Młody nie umiał odpowiedzieć to kazali mu, natychmiast po przybyciu do jednostki, zameldować się u dowódcy, że chodzi w nieregulaminowym mundurze - w czapce bez daszka. Do tego ktoś z WSW zadzwoni do jednostki sprawdzić czy zameldował o kontroli. Myślałem, że się zleję ze śmiechu. Wziąłem chłopaka do sali jego plutonu i kazałem otwierać szafy, w których wisiały mundury wyjściowe jego kolegów, żeby znalazł i mi pokazał choć jedną czapkę z daszkiem. Widać było jak mu głaz z serca spadł. A ten głaz nosił wiele godzin. Spytałem czy by rozpoznał gnoja, który go tak wpuścił, bo byłem gotów wziąć matów i kilku marynarzy i dać mu wpie.dol. Mówił, że tak ale okazało się, że to było podczas przesiadki daleko od Gdyni. I się gnojowi upiekło.

A co do opowieści to rzeczywiście najlepiej przy herbatce lub piwie. Tylko, że ja nie widziałem zamieszek tylko regularne walki uliczne w Gdańsku i Gdyni.
Odpowiedz
#43
(27-11-2012, 00:13)B@rtek napisał(a): napisał(a):
(12-11-2012, 19:23)Leszek napisał(a): napisał(a):W Malince szczelnicy nie było

Jak nie było jak nie było!?!? Jeszcze pozostałości do dzisiaj są i prawie każdy Zgierzanin o tym wie!!!!
Strzelnica była,było dość głośno i często słychać wystrzały z ciągłymi seriami [Obrazek: confused.gif]


Leszek napisał(a):    No, no, no , kto by pomyślał …..całymi seriami. Kolega na pewno nigdy nie strzelał seriami, bo nie pisał by takich głupot.
Pdr. L

Jeżeli jest prowadzone strzelanie drużyny ogniem pojedynczym to, po komendzie ognia, nie strzelają wszyscy w jednym ułamku sekundy i z daleka cywilowi bez szkolenia wojskowego może się wydawać, że poszła seria. A z drugiej strony kałach, nawet gdy miał ustawiony ogień pojedynczy, lubił czasem wystrzelić dwa pociski - jeden za drugim.
Odpowiedz
#44
post przeniesiony do wątku "JW 2954 Zgierz, ul. Piątkowska"
Odpowiedz
#45
[attachment=5201][attachment=5201]
Dzięki za wspaniały temat. Sprowokowało mnie to do poszukiwań ( na mapie). Faktycznie znalazłem teren o którym piszesz. Przy okazji znalazłem jeszcze coś - strzelnicę, która istniała już w 1944r. Analizując wygląd terenu zastanowiły mnie wgłębienia na całym tym terenie. Z praktyki wiem, że wyglądają podobnie jak teren po zbombardowaniu. Być może coś tam istniało w czasie II wojny światowej i było przedmiotem nalotów. załączona mapa pokazuje zniekształcenia gruntu. Nie mogę zlokalizować gdzie była wartownia, a powinna być widoczna.

Dla podkreślenia Twojej wiedzy trzecie zdjęcie pokazuje wygląd koszarów przy Piątkowskiej w 1944r


Załączone pliki Miniatury
           
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości