Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Historia Pewnego Skarbu..
#1
Cytat:Po 43 latach upomniał się o gratyfikację za skarb, który odnalazł w 1963 roku. - Odkrył mi się ten skarb...

- Odkrył mi się ten skarb. Po prostu wyszło z ziemi - wspomina - Podorywałem rżysko po żniwach dwuskibowym pługiem wkoło pola - Wacław Ciechacki, mieszkaniec Gzina (powiat bydgoski) okrąża ręką blat kuchennego stołu. - Odjechałem ze trzy metry i zobaczyłem, że wysypała się tego kupa, ażem struchlał. Chyba mi to z nieba zleciało. Oglądam się w jedną, w drugą stronę - nikogo. Bałem się, że ktoś zobaczy i doniesie UB.
reklama

Na cztery flaszki

Nie minęło dużo czasu, jak o skarb zaczął wypytywać jeden z nauczycieli. Ktoś musiał coś zobaczyć.
- Pomyślałem, przyjadą z UB, skonfiskują i koniec. Jeszcze wsadzą za to do więzienia. To zebrałem w worek, sąsiad podrzucił mnie na dworzec do Unisławia i zawiozłem do muzeum w Toruniu. Przyjęli, a jakże. Gadali pięknie, mówili jednak, że to wszystko niskowartościowe. Aż się dziwiłem, worek pieniędzy? Groszowa sprawa - przekonywali. Tylko zwrot kosztów podróży dostałem. Tak na cztery flaszki wódki. Myślałem, że za ten skarb coś dostanę, podbuduję się. A tu nic. I na wiele lat zapadła cisza.

Dopiero po 2000 roku zaprzyjaźnił się z archeologami, którzy zaglądali do Gzina. - Słuchaj Wacek, w rogi cię tak strzelili, że to się w głowie nie mieści - powiedzieli. Skserowali mu opracowanie naukowe Adama Musiałowskiego z toruńskiego Muzeum Okręgowego. Tam wyczytał, że znalazł skarb:
Największy na terenach Polski pod względem ilości zdeponowanych w nim półtoraków koronnych Zygmunta III Wazy - A oni mi ani podziękowania, ani nagrody - wzdycha pan Wacław. - Przez te wszystkie lata biedę się klepało.. A ja teraz na skromnej rencie, po pięciu operacjach, bo choruję na nowotwór złośliwy przewodu pokarmowego.

W kuchni chłód, za oknami kilka stopni mrozu. Pan Wacław wyjmuje lekarstwo na jego raka. Opakowanie kosztuje 18 tys. zł. Nie, nie tysiąc osiemset, a osiemnaście tysięcy. Pierwszy raz sam musiał się upewnić, ale szpital refunduje.

W listopadzie 2006 roku w sprawie rekompensaty napisał do prezydenta. Kancelaria Prezydenta RP pogratulowała odkrycia i wyjaśniła, że nie ma możliwości rozpatrzenia sprawy zgodnie z oczekiwaniami pana Wacława. Jego pismo skierowali do Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. - Dwa miesiące minęły i nic, cisza - pan Wacław rozkłada ręce. Przez te ostatnie lata myślał, że gdyby ten skarb znalazł za wolności i wywiózł na Zachód, to pewnie z pół Gzina by za to kupił.

- Nigdy nie byłem i nie jestem zachłanny - podkreśla. - Wolę swoje stracić niż czyjeś wziąć. Będę walczyć o odszkodowanie. Po chwili wahania przyznaje, że to nie był pierwszy skarb, który znalazł... - Tuż po wojnie z kolegami znaleźliśmy żółte monety i jakby srebrne. Sąsiad doniósł milicji... Tyle miałem po tych monetach kłopotów, dlatego jak znalazłem ten duży skarb, to dmuchałem na zimne. Oddałem, spełniłem obowiązek prawdziwego Polaka. I co? 630 zł renty i 140 zł opieki z KRUS-u.

Dziwi się, że przez te wszystkie lata tylu ludzi po tym polu chodziło, a skarb znalazł właśnie on. - Nawet piętnaście centymetrów pod ziemią nie był. Gliniana urna, w niej lniany worek wypełniony monetami. Jakieś kości tam jeszcze były, kamienie.
Dla Marka Rubnikowicza, dyrektora Muzeum Okręgowego w Toruniu, do którego prawie w całości trafił skarb z Gzina sprawa pana Wacława to raczej problem prawny. O odszkodowaniu nie myśli, bo na jakiej podstawie?
Dyplom i suweniry

Adam Musiałowski, pracownik toruńskiego muzeum przyznaje, że to największy zbiór srebrnych półtoraków. W katalogu jedna taka moneta wyceniona jest na sto złotych, było też tam trochę innych, droższych. Może skarb został zakopany podczas potopu szwedzkiego?

- Teraz znalazcy mogą liczyć na dyplom i muzealny suweniry - mówi jeden z muzealników. - Od 20 lat walczymy o zmianę ustawy, ale posłowie są zbyt pazerni. Chcieliśmy wprowadzić system skandynawsko-angielski - znaleziony skarb trafia do muzeum, które ma prawo pierwokupu. Czego nie nabędzie, to zwraca właścicielowi. Dziś w Polsce, każdy, kto zgłosi znaleziony skarb wychodzi na idiotę. Dostaje dyplom, uścisk dłoni i książkę za pięćdziesiąt złotych. Dlatego ludzie zbywają znaleziska po cichu. Tracimy na tym.

Ministerstwo kultury sprawdzi, czy w 1963 roku muzeum dopełniło wszystkich obowiązków. - Wyniki będą podstawą do podjęcia ewentualnych decyzji o przyznaniu stosownej nagrody - informuje Jan Kasprzyk, rzecznik ministra kultury.

<!-- w --><a class="postlink" href="http://www.pomorska.pl/apps/pbcs...8/0/aktualnosci">www.pomorska.pl/apps/pbcs...8/0/aktualnosci</a><!-- w -->
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości