Pomóżcie, bo to do Matury potrzebne
Czy to może ten fragment?
II
"...Dwanaście dni, dwanaście nocy
Artyleryjski ogień walił,
Rzucając miastem z rąk do rąk;
To mieli Niemców, to Moskali,
Kryli się w lesie, w kartoflisku,
Na pamięć znali jęk pocisków
Przelatujących nad głowami,
Padali plackiem i modlitwę
W gwiżdżące niebo wszeptywali,
Aż trzynastego dnia nad ranem
Głuchy zza rzeki łoskot zamilkł
I rozwłóczone nad zgliszczami
Dymy kurzyły się rumiane,
W których to trzaśnie, to zaskwierczy,
To belka zsunie się zwęglona,
A jeśli wiatr silniejszy wionął,
Widać płomyków bieganinę;
Pełgiem przyziemne żmijki płoną
I podgryzają wierny komin,
Co do ostatka domu broni
I kościotrupem nagim sterczy...
Ukośnie tnąc jesienną pustkę.
Deszczyk szatkuje swą kapustkę
I szarą siatką dal zasnuwa.
Lecz spójrz: ze słoty się wykluwa
Tłumek schylonych zmokłych człeczków
I sadzi z lasu ku miasteczku:
Od leśnych widm, skaczących w błocie,
Roi się pole; zbiegów krocie,
Skulone, chyłkiem biegną w strachu,
Czy znajdą dom? czy są bez dachu?
Wpadli na rynek. Już na płocie
Przykleja Niemiec "Bekanntmachung"
Huzarzy w studni konie poją.
Wpatrzone dzieci kołem stoją.
Sami jak z kopciu i popiołu,
Więc swoi zgliszczom, nie intruzy,
Ludzie gramolą się na gruzy
I, potykając, ostępując się,
W duszącym swądzie i kurzawie,
Co krok z rumowisk wzbijającej się,
Omackiem błądzą śród zamętu,
Ratują szczątki nędznych sprzętów,
Zawodzą w jednostajnej wrzawie.
Ten wydarł krzesło wyplatane,
Ów deski dębowego łóżka,
Ten tlący stolik o trzech nóżkach,
Inny okienną ramę taszczy.
Ten drzwi do szafy swej lustrzanej,
Gdzie rynek huśta się pijany,
Jakby go nosił szał hulaszczy,
Na kupę walą garnki, stołki,
Miednice, lampy i tobołki.
Wiaderka pełne szklanek, spodków,
Landszafty, fotografie przodków.
Fuksje w doniczkach, pelargonie
Wszystko na rynek. A pośrodku
Pluszowa otomana płonie,
I kłaki włosia gorejące,
Jak przerażone złote ptaki.
Wiatr w górę niesie i nawiewa
Na obnażone, osmalone
Dwa bratnie przed sklepikiem drzewa.
Są one jak dwaj obłąkani
Zastygli w histerycznej pozie
Pokory i megalomanii:
Przed chwilą jeszcze rozmiotani
I wtem zdrętwieli w martwej grozie:
Kaftany w strzępach, oczy w słup,
Szyja i usta wykrzywione.
Ramiona sztywne, palce - szpony:
Konwulsjonista poskromiony
Pionowo postawiony trup..."