22-04-2007, 20:57
Wybrałem się dziś z córcią (lat 13) na spacer po okolicy cmentarza w Niesułkowie / Poćwiardówce. Mieliśmy w planie dłuższy spacer pobliskim szlakiem, poprzedzony wizytą na cmentarzu, który w czasie gdy kwitną barwinki wygląda szczególnie pięknie...
Dojeżdżamy w okolice około 13.00. Wciskam się w pobocze drogi obok szlaku, parkuję i idziemy na cmentarz. Wchodzimy. Słońce jeszcze wiosenne, więc długie cienie kładą się w poprzek głównej alejki. Patrzę w prawo, ale zamiast barwinków widzę coś żółtego między drzewami. Idę pierwszy i za chwilę już wiem... Nie idź dalej – mówię do córki. Jakaś kanalia (Marta twierdzi, że użyłem bardziej rozbudowanego określenia) rozkopała groby żołnierzy, obok leżą wyrzucone ludzkie szczątki... Marta zszokowana wraca na ścieżkę, ja podchodzę bliżej. Obok głębokiego dołu stos kości. Nie dochodzę do samego dołu – na piachu widać ślady butów hieny cmentarnej. Patrzę na wyrzucone kości. Starannie „przebrane” z tego co dla złodzieja stanowiło wartość kolekcjonerską czy może handlową. Nawyk zawodowy melduje zszokowanej świadomości: szczątki co najmniej trzech ludzi, choć połupanych fragmentów czaszek może być nawet więcej, żebra, połamane kości udowe, podobne do drobnych kamyków wyrzucone kości nadgarstka... Widok upiorny i szokujący.
Czy to jakiś nawyk mojego drugiego zawodu, a może to „oni” podpowiedzieli – ale najpierw robię kilka zdjęć tego co zastałem. Potem łapię telefon. Dzwonię do kolegi po numer Jagody. Zanim Mateusz znajdzie i oddzwoni – ja zawiadomię policję. Odzywa się Stryków. Mówię gdzie jestem i co się stało. Wbrew obawom traktują mnie poważnie. Dyżurny zgłoszenie przyjmuje, prosi o pozostanie na miejscu i zapewnia, że zaraz do mnie oddzwonią z informacją kto i kiedy przyjedzie. Pada pytanie czy cmentarz został rozkopany tylko w tym miejscu. Cóż – dalej nie wchodziłem, ale skoro i tak czekam – rozejrzę się. Lokuję Martę dla pewności w samochodzie, a po drodze dzwonię do Jagody. Wracam na cmentarz. Teraz idę dalej. Zamierzam prawą stroną przejść przez chaszcze, a przy okazji dla uspokojenia sfotografować wreszcie te barwinki. Zaczynają kwitnąć. Jeszcze kilka dni i będzie ich naprawdę mnóstwo. Znikam w krzakach pochylony z aparatem gdy nagle słyszę głośny chrobot, jakby kamienie leciały... Wstaję i jak najszybciej mogę idę w stronę rozkopanego grobu. Obok dołu dostrzegam pochyloną postać w panterce. Już wiem. Bezczelna kanalia rozkopywała cmentarz gdy nadjechaliśmy, a teraz próbuje zasypać dół. Złodziej też wie że go dostrzegłem. Porzuca dół i pochylony biegnie w stronę asfaltowej drogi. Nie dogonię go, ale mogę zrobić zdjęcie. Zdążyłem zrobić trzy... Tylko na jednym widać w dali biegnącego człowieka. Ubrany w kompletny polski US. W ręku ma wykrywacz. Za chwilę słychać silnik. Odjeżdża samochodem w kierunku Woli Cyrusowej – przynajmniej tak wskazuje niknący warkot silnika. Wracam w pobliże rozkopanej mogiły. Zasypać złodziej nie zdążył. Wepchnął część kości do dołu – to był ten hałas, który usłyszałem. Nawet do końca ograbić nie dał rady. Widzę w dole fragment łódki z dwoma nabojami, gdzie indziej kolejny nabój, pognieciona manierka, obok drzewa został fragment pasa. Z tyłu – przełupana na dwie części płyta nagrobna. Nie chcę zadeptywać śladów więc podglądam przez teleobiektyw – nazwisko żołnierza chyba niemieckie. Pozostaje czekać na policję. W międzyczasie oddzwonili – proszą o pozostanie na miejscu. Podjeżdżam samochodem bliżej wejścia w główną alejkę cmentarza. Tym razem parkuję tak by było mnie widać – łatwiej znajdą. Wreszcie podjeżdża biały całkiem „cywilny” samochód. Tak – to ci których wzywałem... Patrzymy w milczeniu na rozkopany grób. Policjanci mówią, że dewastacje cmentarzy się zdarzają – ale zgłoszenie tej klasy draństwa to już rzadkość. Pytają o cmentarz oraz o samą Bitwę Łódzką. Wprowadzam ich chwilę w temat, wspominam inne okoliczne cmentarze wojenne. Policjanci szukają śladów sprawcy, przepatrują ziemię, fotografują odciski buta. Dzielę się z nimi przypuszczeniem, że złodziej przyłapany przeze mnie mógł wykopanej zdobyczy nie zabrać tylko przysypać liśćmi gdzieś w krzakach. Ta sugestia również potraktowana zostaje poważnie. W końcu jeden z funkcjonariuszy fotografuje ślady, a potem przeczesuje krzaki, a ja idę wraz z drugim z panów oficjalnie spisać to, co ma być spisane. Zgłaszam dewastację zabytkowego cmentarza, zbezczeszczenie grobów oraz zniszczenie chronionego stanowiska roślinnego. Dla nas pół godziny pisania, dla drugiego z policjantów – czas na przeczesywanie krzaków oraz drogi ucieczki złodzieja. W międzyczasie podjeżdża patrol drogówki. Oglądają zniszczony grób oraz otrzymują opis sprawcy. Obiecują ulokować się w pobliżu i zwrócić uwagę na podobne osoby podczas kontroli pojazdów. Czy to coś da – nie wiem, ale w sumie dobrze to o nich świadczy... Wreszcie zawiadomienie spisane. Mogę jechać, a nawet muszę – czas bezlitośnie zaczyna mnie poganiać. Policjanci zostają żeby załatwić zabezpieczenie wyrzuconych szczątków. Cóż – podejrzewam, że zabezpieczeniem zajmie się po prostu miejscowy grabarz. Bo i co tu do roboty może mieć kryminalistyka, skoro wszystko jest jasne. Ci, którzy w 1914 roku ponieśli konsekwencje głupoty swych przełożonych, dziś zapłacili po raz kolejny. Tym razem za chciwość, bezduszność i głupotę nam współczesnych...
Wracamy do domu. Czeka mnie jeszcze dziś kurs do Brzezin – obiecałem podrzucić policjantom CD ze zdjęciem sprawcy, oraz tymi wykonanymi wcześniej – zanim złodziej zaczął zacierać po sobie ślady...
Kurs wykonany. Płytka ze zdjęciami w Brzezinach zostawiona. Decyduję się wracać drogą na Stryków, by jeszcze na chwilę zajrzeć na cmentarz. Podchodzę do mogiły. Na świeżym, żółtym piasku złożone dwie połówki płyty nagrobnej... Kości, których nie zdążył wrzucić do dołu złodziej uprzątnięte i zasypane. Wzrok mój pada pod drzewo. Dziwnie w łuk wygięty patyk... Tak – ludzkie żebro. Prawe. Trzecie lub czwarte – uświadamiam sobie odruchowo. A więc i ja będę miał swój udział w tym powtórnym pochówku. Kawałkiem gałęzi robię dziurę w miękkim jeszcze piasku. Zasypuję. Wracam powoli do samochodu. Mam dość...
PS
Jeśli ktoś miałby w tej sprawie coś do dodania – policjanci z Brzezin proszą o kontakt.
Dojeżdżamy w okolice około 13.00. Wciskam się w pobocze drogi obok szlaku, parkuję i idziemy na cmentarz. Wchodzimy. Słońce jeszcze wiosenne, więc długie cienie kładą się w poprzek głównej alejki. Patrzę w prawo, ale zamiast barwinków widzę coś żółtego między drzewami. Idę pierwszy i za chwilę już wiem... Nie idź dalej – mówię do córki. Jakaś kanalia (Marta twierdzi, że użyłem bardziej rozbudowanego określenia) rozkopała groby żołnierzy, obok leżą wyrzucone ludzkie szczątki... Marta zszokowana wraca na ścieżkę, ja podchodzę bliżej. Obok głębokiego dołu stos kości. Nie dochodzę do samego dołu – na piachu widać ślady butów hieny cmentarnej. Patrzę na wyrzucone kości. Starannie „przebrane” z tego co dla złodzieja stanowiło wartość kolekcjonerską czy może handlową. Nawyk zawodowy melduje zszokowanej świadomości: szczątki co najmniej trzech ludzi, choć połupanych fragmentów czaszek może być nawet więcej, żebra, połamane kości udowe, podobne do drobnych kamyków wyrzucone kości nadgarstka... Widok upiorny i szokujący.
Czy to jakiś nawyk mojego drugiego zawodu, a może to „oni” podpowiedzieli – ale najpierw robię kilka zdjęć tego co zastałem. Potem łapię telefon. Dzwonię do kolegi po numer Jagody. Zanim Mateusz znajdzie i oddzwoni – ja zawiadomię policję. Odzywa się Stryków. Mówię gdzie jestem i co się stało. Wbrew obawom traktują mnie poważnie. Dyżurny zgłoszenie przyjmuje, prosi o pozostanie na miejscu i zapewnia, że zaraz do mnie oddzwonią z informacją kto i kiedy przyjedzie. Pada pytanie czy cmentarz został rozkopany tylko w tym miejscu. Cóż – dalej nie wchodziłem, ale skoro i tak czekam – rozejrzę się. Lokuję Martę dla pewności w samochodzie, a po drodze dzwonię do Jagody. Wracam na cmentarz. Teraz idę dalej. Zamierzam prawą stroną przejść przez chaszcze, a przy okazji dla uspokojenia sfotografować wreszcie te barwinki. Zaczynają kwitnąć. Jeszcze kilka dni i będzie ich naprawdę mnóstwo. Znikam w krzakach pochylony z aparatem gdy nagle słyszę głośny chrobot, jakby kamienie leciały... Wstaję i jak najszybciej mogę idę w stronę rozkopanego grobu. Obok dołu dostrzegam pochyloną postać w panterce. Już wiem. Bezczelna kanalia rozkopywała cmentarz gdy nadjechaliśmy, a teraz próbuje zasypać dół. Złodziej też wie że go dostrzegłem. Porzuca dół i pochylony biegnie w stronę asfaltowej drogi. Nie dogonię go, ale mogę zrobić zdjęcie. Zdążyłem zrobić trzy... Tylko na jednym widać w dali biegnącego człowieka. Ubrany w kompletny polski US. W ręku ma wykrywacz. Za chwilę słychać silnik. Odjeżdża samochodem w kierunku Woli Cyrusowej – przynajmniej tak wskazuje niknący warkot silnika. Wracam w pobliże rozkopanej mogiły. Zasypać złodziej nie zdążył. Wepchnął część kości do dołu – to był ten hałas, który usłyszałem. Nawet do końca ograbić nie dał rady. Widzę w dole fragment łódki z dwoma nabojami, gdzie indziej kolejny nabój, pognieciona manierka, obok drzewa został fragment pasa. Z tyłu – przełupana na dwie części płyta nagrobna. Nie chcę zadeptywać śladów więc podglądam przez teleobiektyw – nazwisko żołnierza chyba niemieckie. Pozostaje czekać na policję. W międzyczasie oddzwonili – proszą o pozostanie na miejscu. Podjeżdżam samochodem bliżej wejścia w główną alejkę cmentarza. Tym razem parkuję tak by było mnie widać – łatwiej znajdą. Wreszcie podjeżdża biały całkiem „cywilny” samochód. Tak – to ci których wzywałem... Patrzymy w milczeniu na rozkopany grób. Policjanci mówią, że dewastacje cmentarzy się zdarzają – ale zgłoszenie tej klasy draństwa to już rzadkość. Pytają o cmentarz oraz o samą Bitwę Łódzką. Wprowadzam ich chwilę w temat, wspominam inne okoliczne cmentarze wojenne. Policjanci szukają śladów sprawcy, przepatrują ziemię, fotografują odciski buta. Dzielę się z nimi przypuszczeniem, że złodziej przyłapany przeze mnie mógł wykopanej zdobyczy nie zabrać tylko przysypać liśćmi gdzieś w krzakach. Ta sugestia również potraktowana zostaje poważnie. W końcu jeden z funkcjonariuszy fotografuje ślady, a potem przeczesuje krzaki, a ja idę wraz z drugim z panów oficjalnie spisać to, co ma być spisane. Zgłaszam dewastację zabytkowego cmentarza, zbezczeszczenie grobów oraz zniszczenie chronionego stanowiska roślinnego. Dla nas pół godziny pisania, dla drugiego z policjantów – czas na przeczesywanie krzaków oraz drogi ucieczki złodzieja. W międzyczasie podjeżdża patrol drogówki. Oglądają zniszczony grób oraz otrzymują opis sprawcy. Obiecują ulokować się w pobliżu i zwrócić uwagę na podobne osoby podczas kontroli pojazdów. Czy to coś da – nie wiem, ale w sumie dobrze to o nich świadczy... Wreszcie zawiadomienie spisane. Mogę jechać, a nawet muszę – czas bezlitośnie zaczyna mnie poganiać. Policjanci zostają żeby załatwić zabezpieczenie wyrzuconych szczątków. Cóż – podejrzewam, że zabezpieczeniem zajmie się po prostu miejscowy grabarz. Bo i co tu do roboty może mieć kryminalistyka, skoro wszystko jest jasne. Ci, którzy w 1914 roku ponieśli konsekwencje głupoty swych przełożonych, dziś zapłacili po raz kolejny. Tym razem za chciwość, bezduszność i głupotę nam współczesnych...
Wracamy do domu. Czeka mnie jeszcze dziś kurs do Brzezin – obiecałem podrzucić policjantom CD ze zdjęciem sprawcy, oraz tymi wykonanymi wcześniej – zanim złodziej zaczął zacierać po sobie ślady...
Kurs wykonany. Płytka ze zdjęciami w Brzezinach zostawiona. Decyduję się wracać drogą na Stryków, by jeszcze na chwilę zajrzeć na cmentarz. Podchodzę do mogiły. Na świeżym, żółtym piasku złożone dwie połówki płyty nagrobnej... Kości, których nie zdążył wrzucić do dołu złodziej uprzątnięte i zasypane. Wzrok mój pada pod drzewo. Dziwnie w łuk wygięty patyk... Tak – ludzkie żebro. Prawe. Trzecie lub czwarte – uświadamiam sobie odruchowo. A więc i ja będę miał swój udział w tym powtórnym pochówku. Kawałkiem gałęzi robię dziurę w miękkim jeszcze piasku. Zasypuję. Wracam powoli do samochodu. Mam dość...
PS
Jeśli ktoś miałby w tej sprawie coś do dodania – policjanci z Brzezin proszą o kontakt.