Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Zgadnijcie kto ...
#1
...mogl to powiedziec ???

Cytat: ...,,Rzeki nam trzeba. Lodki otwartej , dawnym korytem plynacej'' ...


:wypas: :wypas: :wypas:

Pozdrawiam z nad Prosny.
Odpowiedz
#2
Ano proszę:

"Rzeki nam trzeba. Łódki otwartej, dawnym korytem płynącej" - uważa Michał Jagiełło ("Rzeka czeka"). A może przydałaby się Łodzi jakaś koronowana głowa? "Będzie król!" - zapewnia Marcel Szytenchelm, niestrudzony animator imprez plenerowych, który we wrześniu przygotowuje dla łodzian Dzień Jagiełły i planuje kolejne pomniki w Plenerowej Galerii Wielkich Łodzian. Bogusław Sułkowski pisze "Felieton porażający", Piotr Grobliński "Kontrowersyjny felieton" a Janina Perlińska-Szebesta "Odę do guzika".

Zaciągnięte z: <!-- m --><a class="postlink" href="http://www.ldk.lodz.pl/k_9_2005.html">http://www.ldk.lodz.pl/k_9_2005.html</a><!-- m -->

Nawet tam byłem Big Grin
Odpowiedz
#3
no nie, sam z siebie tego nie wymyśliłem raczej :lol: :lol:

[ Dodano: 23 Maj 2007, 10:07 ]
ja też mam zagadkę: kto napisał takie oto strofy:

Lato.
Maj albo czerwiec.
Wezuwiusz parowozów pod Łodzią.
Gwoździe wbite w powietrze.
Na uboczu zamiera
trzaskający pogłos.
To sypią się szkła
i strupy
rozstrzelanych łusek....

[ Dodano: 23 Maj 2007, 10:10 ]
dla ułatwienia dodam, że autor jest laureatem nagrody Nobla, ale nie Polakiem ;-)
Odpowiedz
#4
Tez mam zagadke!!!

Kto dostał wyroznienie w konkursie fotograficznym "Swiat Ma Tysiace Barw"?
:-D :-D :-D :-D :cwaniak:
Odpowiedz
#5
No ty, ty... Gratulacje od OJCA (stawiasz!!!!) A wiersz napisał Borys Pasternak. O rewolucji 1905 r. w Łodzi
Odpowiedz
#6
No. Wiedziałem tylko nie chciałem szpanować. A postawić to ci mogę za te kieszonkowe...wode mineralna Big Grin
Odpowiedz
#7
sprzedasz aparat i postawisz. Chyba nie chcesz zostać jakimś paparazzim i fotografować nagich piersi Dody z ukrycia?
Odpowiedz
#8
...jak to nie? Tongue Aparat sprzedam jak mi kupisz lepszy a co...
Odpowiedz
#9
Oj Franiu , niesforny jestes ! Zepsules zabawe .

Pozdrawiam

PS, teraz , we dwoch mnie zalatwiliscie , spiskowcy ! :-D
Odpowiedz
#10
W ogóle to są ciekawe historie. Musiało tych braci być iluś tam - ten z Wilna pojawiał si we wspomnieniach rodzinnych krewniaków i ze strony Ojca, i Mamy. a także dziadka Bronisława (ojciec ojca). Dziadek przed rewolucją pracował na kolei, jakoś w okolicach rewolucji wylądował w biurze w Piotrogrodzie. Po przewrocie został zmobilizowany i pracował w obsłudze pociągu, którym Feliks jeździł po Rosji, rozwalał chłopów i rekwirował zboże. Wyboru mu nie dali... Z dzieciństwa pamiętam opowieści dziadka - były dla mnie wtedy na tyle nudne, że Mama płaciła mi kieszonkowe za słuchanie staruszka godzinami - a szkoda, że nie robiłem notatek, bo mówił fantastyczne rzeczy. Jakoś w 1920 r po prostu uciekł do Wilna - urodził się mój Ojciec, dziadka zwolnili z tego pociągu, znów pracował w biurze. Babcia opowiadała, jak widziała Lenina... Kiedy dziadek wrócił (hm - wrócił..?) do Polski w 1957 z Babcią i moją ciotką (żyjącą do dziś), przywiózł nawet "trofiejny" samowar z samolotu "białych", zestrzelonego przez obstawę pociągu Feliksa gdzieś na Ukrainie. Samowa powędrował do Desy, brakowało pieniędzy.
Ojciec z kolei opowiadał, jak bolszewicy w 1939 przywozili w Wilnie bratu Felka kurczaki i alkohole, a on nie chciał, bo porządny był człowiek...
W sumie te wileńskie opowieści mam w pamięci, ale jak to wszystko komukolwiek przekazać? Nie pasują do podręcznikowych historii o Historii... Parę przykładów, odłamki:
- 1939. Ojciec jest podchorążym, trafia do sowieckiej niewoli. W jakimś folwarku koło Oszmiany są jeńcy polscy, mój staruszek orientuje się, że oficerów, podoficerów i podchorążych biorą do osobnej kolumny - zrywa biało-czerwone obszywki naramienników, trafia do gorzej pilnowanej kolumny szeregowców. Starszeństwo ruscy wywożą - dziś wiemy, dokąd - ojciec spędza noc w sianie z dziewczyną, rano nie ma już w folwarku nikogo, oboje docierają do Wilna. Mam pamiętniki Ojca, wszystko jest opisane.
- 1939. Mama chodzi do szkoły. Po wybuchu wojny koleżanka-Żydówka mówi z satysfakcją: - Co, skończyła się wasza Polska? W 1941 roku Mama nosi jej chleb za druty - dopóki koleżanki (rówieśnica przecież, 17 lat) nie rozwalą w Ponarach.
- 1939. U babki ciotecznej stacjonuje rodzina sowieckiego oficera. Oficerowa chadza do teatru w nocnej koszuli mojej tzw. "Grubej Ciotki" (ciotka zmarła w Koszalinie w 1976 r). Żadnej pogardy, żal - co komuniści zrobili z Rosjanami, z ich kulturą...
- 1941. Wkraczają Niemcy, Ojciec.... zaprzyjaźnia się z niemieckim porucznikiem, który uczy go niemieckiego.
- 1942. Dziadkowie ukrywają Żyda nazwiskiem Hirschberg, wypełzł z dołu po rozstrzelaniu z całą rodziną. Kolega Mamy z pracy. Ranny, odratowany, wyprawiony do partyzantów. Przeżył. Po wojnie wyjechał do Palestyny. Proponował mojej Mamie małżeństwo - nie chciała, bo... Żyd, a poza tym przy tym rozstrzelaniu osiwiał w jednej chwili, i kiedy na chwilę zostawał sam, łzy samoistnie płynęły mu z oczu.
- 1944. Mama w partyzantce u "Szczerbca". Sanitariuszka. Plan "Burza", AK wspólnie z Rosjanami walczy o Wilno. Mama znajduje w zbożu rannego partyzanta. Dostał w brzuch. Chce poziomek. Mama wie, że nie wolno, ale zbiera i daje - chłopak umiera. Mama do śmierci nie wie, czy zabiła go, czy spełniła ostatnie życzenie...
- 1944. Junkers rozwala 40 nastoletnich Rosjanek, obsługę baterii p-lot. Zdążyły zaprzyjaźnić się z Mamą, bateria była obok domu dziadków przy ul. Rossa. Też do śmierci w 2001 r. Mama rzewnie opłakiwała te dziewczyny.
- 1944. Dziadek napiwszy się samogonu z ruskim majorem uwala się z nim po pijoku w stogu na polu minowym. Kompania saperów pół dnia wyciąga obu z tego pola. Zdjęcie majora mam do dziś.
- 1944. Mama jako partyzantka opieprza sowieckich żołnierzy, że rozstrzelali załogę czołgu niemieckiego, która się poddała. Ruscy tłumaczą, że na pierwszej linii nie ma kto cackać się z jeńcami, powinni byli poczekać ze dwa dni, aż nadciągną tabory itd.
- 1944. Nieco wcześniej. Oddział mamy likwiduje grupę partyzantów żydowskich, którzy terroryzują polskie wioski pod Wilnem - nikt im nie chciał dawać żywności.
- 1944. Ojciec, zaprzysiężony partyzant AK, ma iść walczyć o Wilno. On i jego przyjaciel mają przydzielony karabin na taką okazję. Widzą, co Rosjanie robią z partyzantami AK - zakopują karabin i dają nogę. Kumpel po miesiącu dostaje 25 lat łagru, wraca do Polski w 1957 r. W listopadzie mieliśmy w Justynowie grilla na działce wdowy po nim.
- 1945. Mama na lewych papierach jest repatriowana do Polski. Na prośbę kolegów przewozi z gratami jakąś skrzynię. Dopiero w Ostródzie zgłaszają się po nią jacyś ludzie - przewiozła skrzynię broni i amunicji...
- 1946. W Koszalinie, nowej "ojczyźnie", odnajduje się kolega sprzed wojny, uczestnik bitwy pod Monte Cassino. Taksówkarz. Z bitwy nic nie pamięta - dostawali tyle środków otępiających, że pamięć wysiadała...
- 1967. W tejże Ostródzie poznaję faceta, ktory był pomocnikiem palacza na "Bismarcku" i przeżył zatopienie. Nic nie pamiętał - hajcował węgiel, aż kazali wyjść na poklad i skakać do morza. W Ostródzie mieszkał naprzeciwko gościa z Wilna, wcielonego do II Armii - walczył w 1945 r. z Schoernerem, przebijającym się na Berlin. Gościu, przemiły, schował się w zeschłym łubinie i przesiedział tam dwie doby, aż się przewaliło.
- 1970. Koszalin. Obok stryja mieszka nijaki Wołkow, sowiecki żołnierz, który nie wrócił do ZSRR. Wolał pod lipnymi (znowu) papierami zostać w WOLNEJ Polsce. Po wódce śpiewał ruskie piosenki i płakał - a śpiewał z takim zapamiętaniem, że nie usłyszał, jak piorun trzepnął prosto w dom...
Nic nie jest białe albo czarne...
Odpowiedz
#11
kawał historii i życia! fajnie się słucha takich opowiesci! A o koszulach nocnych czytałem w Zapiskach oficera Armii Czerwonej - widać polskie przedwojenne koszule nocne miały taki fason że do teatru można było iść :-)

[ Dodano: 24 Maj 2007, 00:33 ]
a co z tą zagadką o Łódce otwartej? Czy aby to Kropek nie powiedział? Czytałem że będzą rzeki odkanalane i przerabiane na tradycyjne koryta :-)
Jak nie, jak tak!
Odpowiedz
#12
nocna koszula oficerszy to fakt - lokatorka babki ciotecznej nie była jedyną. Brbka-ciotka przyglądała się tym Sowietom bardzo uważnie - sama była miłośniczką Rosji carskiej, przed rewolucją śpiewała romanse w operetce w Charkowie (ciekawe jak, bo słuchu nie miała za grosz moim zdaniem), kochał się w niej syn jakiegoś potentata naftowego, jego tatuś spławił kobitę sporą kasą - ciotka kupila sobie za to kamienicę w Wilnie. Ze wzruszeniem wspominała Kiereńskiego, jak to jechał na front, „elegancki, ale smutny taki...”. Lokatorka-oficersza piła też z mężem perfumy w przekonaniu, że to wódeczka (w 1944 ruscy żołnierze byli bardziej postępowi: pili wodę kolońską, ale też myli w niej nogi).
Co ciekawe, Polacy tych okupantów jako ludzi - żałowali. Babka tłumaczyła mi, że byli przykładem, jak bolszewizm może sprowadzić człowieka do poziomu neandertalczyka i cofnąć go w rozwoju. Mycie się w kiblach też było na porządku dziennym. Ale babka zawsze podkreślała, że ważne było coś innego - ci ludzie, nawet w nocnych koszulach, odczuwali potrzebę chodzenia do teatru, kina, czytania książek. - Kiedyś wrocą do cywilizacji - mawiała babka.
No i nadal mam tę nadziejęSmile))
Odpowiedz
#13
Na tej stronce mozna Dzierzynskich podliczyc , Stella :

<!-- m --><a class="postlink" href="http://aordycz.com/aord2/1175.html">http://aordycz.com/aord2/1175.html</a><!-- m -->

Ciekawe , bo jak podliczylem to profesora Wladyslawa D. usmierconow tego samego dnia , lecz w trzech miejscach ;-) : Zgierz , Radogoszcz i Poznan. Jednak docelowo konczyl w lesie lucmierskim podobnie jak kaliscy harcerze , ktorych poszukiwalem
Odpowiedz
#14
muszę wczytać się w pamiętniki Ojca (a jest tego kilkadziesiąt zeszytów od 1935 r do 1951)
Odpowiedz
#15
stella napisał(a):- 1939. Ojciec jest podchorążym, trafia do sowieckiej niewoli. W jakimś folwarku koło Oszmiany są jeńcy polscy, mój staruszek orientuje się, że oficerów, podoficerów i podchorążych biorą do osobnej kolumny - zrywa biało-czerwone obszywki naramienników, trafia do gorzej pilnowanej kolumny szeregowców. Starszeństwo ruscy wywożą - dziś wiemy, dokąd

Przystańmy na moment nad tym epizodem - zawsze mnie fascynowało jak ludzie w trudnych chwilach się odnajdują i potrafią podjąć decyzję! Jakbyśmy się my wtedy zachowali widząc taką sytuację? Czy moglibyśmy coś wyczuć, przewidzieć?
Jeden ruch - zerwanie tych obszywek i dzięki temu przeżył! Nie wiem czy w takim momencie umiałbym tak logicznie się zachować... Trzeba mieć już chyba w sobie taki 6ty zmysł, prawda? Mi tego brakuje :-)
Jak nie, jak tak!
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości