Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Zgadnijcie kto ...
#16
z pamiętnika wynika, że ruscy zamknęli w tym folwarku duzą grupę jeńców. Wejście sowieckich żołnierzy hucznie świętowali folwarczni parobcy - pili z sołdatami, musieli się czegoś dowiedzieć na temat przyszłych losów oficerów, podchorążych i „panów”. Nie tylko ojciec zorientował się, że szykuje się coś wrednego - sowieci zaczęli oddzielać oficerów i szarże od szeregowców. Traktowali ich przy tym o wiele brutalniej, co już mogło dać do myślenia. Jakiś ruski powiedział, że szeregowcy zostaną zwolnieni do domów, a kadra pojedzie do obozów jenieckich. Przy takiej informacji ja też bym wolał prysnąć do domu. Jak się ma 19 lat, chce się do mamy, a nie do łagru (ojciec - rocznik 1920). Bez obszywek spisali go jako szeregowca. szeregowcy mogli łazić po folwarku, stąd staruszek zabrnąl z jakąś dziewczyną na siano. Kiedy się rano obudzili, polskich jeńców już nie było - szeregowców wypuszczono, kadrę pognano dokądś tam. Ojciec wrócił do Wilna, gdzie przytomnie zatrudnił się w piekarni jako furman.
W 1939 roku był po zdanym egzaminie na medycynę. Przed studiami powołano go do wojska - w pamiętnikach jest nazwa tej formacji, sprawdzę w domu. Wrzesień zastał go w Warszawie, stamtąd ze szpitalem polowym cofał się aż pod tę Oszmianę. Chyba rok albo dwa lata temu zmarł w Łodzi dowódca ojca - chyba nazwiskiem Aleksandrowicz, mieszkał na Radwańskiej i miał w domu fantastyczną kolekcję polskich militariów - łącznie z biżuterią patriotyczną z 1863 r. Nawet pamiętał podchorążego o nietypowym nazwisku Władysław Jagiełło.
Majorom, pułkownikom niestety nie było dane zerwać w jednej chwili pagonów. W pamiętniku najbardziej wstrząsnął mną opis tej radości POLSKICH parobków i Żydów z wejścia Sowietów. Tak, to tylko z perspektywy czasu wszystko wydaje się proste i czarno-białe...
Pamiętniki są ciekawe. Ojciec jako furman woził np. do magazynów rzeczy po Żydach, ktorych Niemcy rozwalali w Ponarach. Wspomina, jak za każdym wozem biegł tłum kobiet, wyszarpujących co się dało. Zastanawiał się, czy walić batem, ale nie robił tego - przecież swoi, Polacy, wojenna bieda, wszystko się przyda.
Może kiedyś Franiu „ujawni” te pamiętniki.
Odpowiedz
#17
Przez wiele lat mieszkałem drzwi w drzwi z panem, który maszerował już do Katynia. Coś go tknęło, zdarł pagony i ciupasem do równoległej kolumny zwykłych żołnierzy i podoficerów. Sołdat go zauważył i nazad. Odczekał jakiś czas, ubrudził sobie ręce, twarz i jeszcze raz. Tym razem się udało.

Ironrat
Odpowiedz
#18
Tak to było... Ojciec był w szkle Podchorążych Sanitarnych w Warszawie. Po wybuchu wojny jego grupa dostała rozkaz wyjazdu do Sokółki, do kadry zapasowej III Szpitalnego Okręgu w Grodnie. Dojechali z kłopotami, na miejscu ojciec dostał przydział do kolumny dezynfekcyjno-kąpielowej przy szpitalu polowym nr 362 pod dowództwem, por. Stefana Wierzejskiego. Wycofywali się na wschód. Mieli zadanie...
18.IX.1939
... dostać się do Wołkowyska, by przyłączyć się do kwaterującego tam wojska polskiego (...). Muszę jechać po zakup siana. Jadę. Mam na sobie mundur, na mundurze karabin, przy pasie ładownice z 30 manojami, jestem konno. 2 fury i coś 6 ludzi z kpr. Dzikiewiczem. Jedziemy nie spodziewając się żadnej niespodzianki. Do majątku, w którym miałem pytać o siano, jest 3 km. Widzę na drodze niezwykły ruch: idą chłopi pojedyńczo lub grupami, patrzą uważnie na nas i drwiąco, jakiś łapserdak pyta mnie o konia. Nie odpowiadając nic ruszam, ale jestem coraz bardziej zaniepokojony. Nagle ktoś idący nam na spotkanie woła: "Panie, tanki bolszewickie tu jadą!" W tejże chwili ujrzalem je...
Wyjechały całym pędem zza zakrętu/ Najpierw jeden, potem drugi. Stajemy. Zjeżdżamy z drogi. Koń rzuca mną o słup. Popłoch. Nic, po chwili stoimy spokojnie. Przejechały pędem. Na jednym siedzi cywil z czerwoną opaską na rękawie. Przestraszony byłem, ale nie bardzo. Podobno zbladlem nieco. Krótka narada. Zawracam konia i każę ludziom wracać w stronę obozu. Sam pędzę co koń wyskoczy. Wpadam na podwórze i równocześnie zaczyna się kanonada. Nie tyle zsiadam, co spadam z konia, w przelocie widzę ostatni raz zaaferowanego Emila, wbiegam do chaty, widzę szefa. Siedzimy, oni walą. Zabili jednego naszego, dwóch ranili, zabili też jakąś kobietę z dzieckiem. Następnie zaczęło się rozbrajanie. Z chat wybiegla kupa miejscowej hałastry z czerwonymi szmatami. Poodbierano karabiny, pasy, bagnety, maski itp. Ja rzuciłem broń gdzieś w kąt i stanąłem w szeregu obok naszych oficerów. Stoimy tak kupą jak stado baranów. Jakiś fircyk lata z rewolwerem. Krzyk, hałas, początek rabunku. Wreszcie ruszamy kolumną do Wołkowyska. Długi, smutny pochód. Wesoło tylko chłopstwu przyglądającemu się z boku. Głód, strach, milczenie. Zaczyna być zimno. Z szeregu jeszcze prosilem "towariszcza" o mój "szynel", ale nie pozwolono mi go wziąć. Po drodze Hela (córka dowódcy grupy) "zdegradowała" mnie. Zdjąlem belki z naramiennikami, litery, galony, listki, orzełka....Wszyscy to robili.
Jakiś towariszcz lejtienant zaczyna łaskawie rozmówkę. Pyta mnie o coś... nie rozumiem, okazuje się, że rozpytuje o mój stopień, charakter służby. "Aha, z woejjoj Akademii!" Pyta, czemu nie mam dystynkcji i orzełka. Mówię, że wszyscy zdjęli, to i ja. A on: "O, jaby swoju zwiezdu tolko z życiem oddał!" Itp. kpinki... Ha, trzeba było cierpieć i znosić upokorzenie.


Chwila zatrzymana na papierze. Tego samego dnia ojciec zapalił pierwszego w życiu papierosa.Smile

[ Dodano: 26 Maj 2007, 21:35 ]
w szkole, nie w " szkle"
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości