25-05-2007, 09:21
z pamiętnika wynika, że ruscy zamknęli w tym folwarku duzą grupę jeńców. Wejście sowieckich żołnierzy hucznie świętowali folwarczni parobcy - pili z sołdatami, musieli się czegoś dowiedzieć na temat przyszłych losów oficerów, podchorążych i „panów”. Nie tylko ojciec zorientował się, że szykuje się coś wrednego - sowieci zaczęli oddzielać oficerów i szarże od szeregowców. Traktowali ich przy tym o wiele brutalniej, co już mogło dać do myślenia. Jakiś ruski powiedział, że szeregowcy zostaną zwolnieni do domów, a kadra pojedzie do obozów jenieckich. Przy takiej informacji ja też bym wolał prysnąć do domu. Jak się ma 19 lat, chce się do mamy, a nie do łagru (ojciec - rocznik 1920). Bez obszywek spisali go jako szeregowca. szeregowcy mogli łazić po folwarku, stąd staruszek zabrnąl z jakąś dziewczyną na siano. Kiedy się rano obudzili, polskich jeńców już nie było - szeregowców wypuszczono, kadrę pognano dokądś tam. Ojciec wrócił do Wilna, gdzie przytomnie zatrudnił się w piekarni jako furman.
W 1939 roku był po zdanym egzaminie na medycynę. Przed studiami powołano go do wojska - w pamiętnikach jest nazwa tej formacji, sprawdzę w domu. Wrzesień zastał go w Warszawie, stamtąd ze szpitalem polowym cofał się aż pod tę Oszmianę. Chyba rok albo dwa lata temu zmarł w Łodzi dowódca ojca - chyba nazwiskiem Aleksandrowicz, mieszkał na Radwańskiej i miał w domu fantastyczną kolekcję polskich militariów - łącznie z biżuterią patriotyczną z 1863 r. Nawet pamiętał podchorążego o nietypowym nazwisku Władysław Jagiełło.
Majorom, pułkownikom niestety nie było dane zerwać w jednej chwili pagonów. W pamiętniku najbardziej wstrząsnął mną opis tej radości POLSKICH parobków i Żydów z wejścia Sowietów. Tak, to tylko z perspektywy czasu wszystko wydaje się proste i czarno-białe...
Pamiętniki są ciekawe. Ojciec jako furman woził np. do magazynów rzeczy po Żydach, ktorych Niemcy rozwalali w Ponarach. Wspomina, jak za każdym wozem biegł tłum kobiet, wyszarpujących co się dało. Zastanawiał się, czy walić batem, ale nie robił tego - przecież swoi, Polacy, wojenna bieda, wszystko się przyda.
Może kiedyś Franiu „ujawni” te pamiętniki.
W 1939 roku był po zdanym egzaminie na medycynę. Przed studiami powołano go do wojska - w pamiętnikach jest nazwa tej formacji, sprawdzę w domu. Wrzesień zastał go w Warszawie, stamtąd ze szpitalem polowym cofał się aż pod tę Oszmianę. Chyba rok albo dwa lata temu zmarł w Łodzi dowódca ojca - chyba nazwiskiem Aleksandrowicz, mieszkał na Radwańskiej i miał w domu fantastyczną kolekcję polskich militariów - łącznie z biżuterią patriotyczną z 1863 r. Nawet pamiętał podchorążego o nietypowym nazwisku Władysław Jagiełło.
Majorom, pułkownikom niestety nie było dane zerwać w jednej chwili pagonów. W pamiętniku najbardziej wstrząsnął mną opis tej radości POLSKICH parobków i Żydów z wejścia Sowietów. Tak, to tylko z perspektywy czasu wszystko wydaje się proste i czarno-białe...
Pamiętniki są ciekawe. Ojciec jako furman woził np. do magazynów rzeczy po Żydach, ktorych Niemcy rozwalali w Ponarach. Wspomina, jak za każdym wozem biegł tłum kobiet, wyszarpujących co się dało. Zastanawiał się, czy walić batem, ale nie robił tego - przecież swoi, Polacy, wojenna bieda, wszystko się przyda.
Może kiedyś Franiu „ujawni” te pamiętniki.