22-01-2007, 15:43
Cóż zawsze punkt widzenia bombardowanego i bombardującego jest zawsze odmienny. Ciekawi mnie tylko jakie refleksje miały załogi (różnych armii) wykonując ataki na cele niemilitarne (oczywiście bez zabawy w naciąganie definicji), czy uznawali, że działają w imię racji "wyższej" - ideologii, czy ogólniejszej - "nie czas żałować róż gdy płoną lasy", czy też nie zawsze byli w pełni świadomi tego co robią.
Myślę, że załogi atakując Wieluń, Drezno, Szczecin, Warszawę niosły ze sobą nienawiść i znały skalę spustoszeń jakie czyniły ale nie odbierały ich pełnego dramatu, odrzucały go bo inaczej groziło by im załamanie nerwowe.
Właściwie dotyczy to bardzo wielu zdarzeń z różnych wojen, w szczególności 2 poł. XX w, gdy humanitaryzm wojny bywa dla niej pretekstem.
Myślę, że załogi atakując Wieluń, Drezno, Szczecin, Warszawę niosły ze sobą nienawiść i znały skalę spustoszeń jakie czyniły ale nie odbierały ich pełnego dramatu, odrzucały go bo inaczej groziło by im załamanie nerwowe.
Właściwie dotyczy to bardzo wielu zdarzeń z różnych wojen, w szczególności 2 poł. XX w, gdy humanitaryzm wojny bywa dla niej pretekstem.
"[gdy zaś przyjech]al przed pyeć źssyadl krol y [spojrzał] w pyeć a Mar[chołt leżał na twarzy u pr]ogu y spu[ściwszy spodnie, pokazywał mu] rzyć iay[ca."
Weyssenburger 1514 r.
Weyssenburger 1514 r.