25-11-2008, 02:45
Mam Bounty Huntera VLF za właśnie takie 4 setki i nie narzekam. Wyczuwa się pewne zubożenie w porównaniu do np. Ace150, ale jak na moje początki to i tak jest z tym dużo dobrej zabawy.
Po pewnym czasie ucho się przyzwyczaja do dźwięków i można "na oko/ucho" ocenić, czy warto kopać.
Dużymi wadami tego modelu są jednak dwie sprawy:
Pierwsza to rączka - zamocowana na trzech śrubkach wkręconych bezpośrednio w obudowę elektroniki. Po miesiącu czy dwóch, zahaczywszy o trochę kamieni, czy korzeni - miejsca, gdzie śrubki przechodzą przez takie wnęki mocowania rączki i wkręcają się w obudowę, zwyczajnie pękają i w pewnym momencie okazuje się, że wykrywacz leży w trawie a rączka tkwi nadal w dłoni. Widać, że producent uznał, że operator jego sprzętu będzie chadzał po plaży, a nie pomyślał, że w lesie też można coś trafić
Druga to brak regulacji natężenia dźwięku, co przy tym głośniczku sprawia, że w domu nie wydaje się on być taki głośny, ale na otwartym terenie, a już tym bardziej w lesie - słyszy się dobrze - i słychać Ciebie w promieniu dobrych stu albo i więcej metrów.
Zatem: sprzedać go, nie sprzedam, bo dostałbym może pół ceny więc postanowiłem zrezygnować z gwarancji i nieco go zmodyfikować.
Wydałem 25zł i kupiłem kulę ze sprężynową regulacją wysokości - w sklepie ortopedycznym. Po kilku minutach miałem już całą elektronikę na rurze, rączka może jeszcze wymaga dopieszczenia, bo stercząc pod kątem prostym nieco męczy rękę.
A w sklepie z częściami elektronicznymi kupiłem gniazdo na mini jacka i odjąwszy druciki od głośniczka - wlutowałem je we wtyk, słuchawki na szyję i już. Cisza, dokładnie taka, jakiej potrzeba na wykopkach
Podsumowując, sprzęt jak dla początkującego spełnia założenia, ale wymaga trochę dopracowania w komórce.
Po pewnym czasie ucho się przyzwyczaja do dźwięków i można "na oko/ucho" ocenić, czy warto kopać.
Dużymi wadami tego modelu są jednak dwie sprawy:
Pierwsza to rączka - zamocowana na trzech śrubkach wkręconych bezpośrednio w obudowę elektroniki. Po miesiącu czy dwóch, zahaczywszy o trochę kamieni, czy korzeni - miejsca, gdzie śrubki przechodzą przez takie wnęki mocowania rączki i wkręcają się w obudowę, zwyczajnie pękają i w pewnym momencie okazuje się, że wykrywacz leży w trawie a rączka tkwi nadal w dłoni. Widać, że producent uznał, że operator jego sprzętu będzie chadzał po plaży, a nie pomyślał, że w lesie też można coś trafić
Druga to brak regulacji natężenia dźwięku, co przy tym głośniczku sprawia, że w domu nie wydaje się on być taki głośny, ale na otwartym terenie, a już tym bardziej w lesie - słyszy się dobrze - i słychać Ciebie w promieniu dobrych stu albo i więcej metrów.
Zatem: sprzedać go, nie sprzedam, bo dostałbym może pół ceny więc postanowiłem zrezygnować z gwarancji i nieco go zmodyfikować.
Wydałem 25zł i kupiłem kulę ze sprężynową regulacją wysokości - w sklepie ortopedycznym. Po kilku minutach miałem już całą elektronikę na rurze, rączka może jeszcze wymaga dopieszczenia, bo stercząc pod kątem prostym nieco męczy rękę.
A w sklepie z częściami elektronicznymi kupiłem gniazdo na mini jacka i odjąwszy druciki od głośniczka - wlutowałem je we wtyk, słuchawki na szyję i już. Cisza, dokładnie taka, jakiej potrzeba na wykopkach
Podsumowując, sprzęt jak dla początkującego spełnia założenia, ale wymaga trochę dopracowania w komórce.