28-05-2015, 00:53
Żeby nie zanudzać nikogo opowieściami historycznymi, zacznę od szybkiego skrótu. Tubądzin to miejscowość w woj. łódzkim, słynąca z dwóch rzeczy. Z fabryki płytek ceramicznych i z muzeum Walewskich. Muzeum znajduje się w dworku , którego ostatnim właścicielem był Kazimierz Walewski zmarły w marcu 1940 roku. Tenże Kazimierz był pasjonatem. Postanowił więc przekształcić dwór w Tubądzinie w muzeum rodzinne. Zbierał więc wszystko co tyczyło jego rodziny. Ciężko dziś dociec, ile i jakich materiałów miał we dworze w momencie wybuchu wojny w 1939 roku. Ale mniej więcej można to oszacować. Np. archiwum składało się z 4685 oryginalnych dokumentów od XV do XX wieku i 5443 wyciągów z akt. Ogromna jest też ilość obrazów. Jak wynika ze spisu z lat dwudziestych XX w, było tam samych portretów Walewskich około setki, nie licząc innych płócien. Walewski nie ograniczał się tylko do obrazów i dokumentów. Posiadał też kilka tysięcy książek, wyroby ze srebra, porcelany, kryształy, broń, umundurowanie, medale, odznaczenia, pieczęcie, meble, zegary, lustra i wiele innych, zabytkowych eksponatów. W tym duża kolekcje monet i zabytków archeologicznych, które to odkupował od miejscowych chłopów. A ci, wiedząc, że mogą zarobić, znosili mu wszystko co wyorali z pola.
I przyszedł wrzesień 1939 roku. Te tereny zostały zajęte przez Niemców, mniej więcej między 3 a 5 września 1939 roku. I tyle czasu (3-5dni) miał Kazimierz Walewski na ukrycie swoich zbiorów. Czy je ukrył? Tak, jest to pewne w stu procentach. Nie chciał, aby zbiory jego życia wpadły w ręce hitlerowców. Wszystkie rzeczy zostały pochowane, ale pochowane naprędce.
Na początku 1940 roku, majątki Walewskich, czyli Tubądzin i Inczew (leżący o rzut kamieniem od Tubądzina) przeszły w ręce niemieckiego rządcy Mauve Lutza. Lutz zamieszkał w Inczewie, natomiast z dworu i reszty zabudowań, zrobiono ośrodek dla Hitlerjugend. Walewskiego nie wysiedlono. Pozwolono mu zamieszkać w jednym pokoju dworu w Tubądzinie. Dlaczego Niemcy byli tacy szlachetni? Bo dobrze wiedzieli o jego zbiorach, a zajmując ten teren ich nie zastali.
Nic więc dziwnego, że zależało im, aby zdradził miejsce ukrycia swych zbiorów. Kazimierz Walewski zmarł jednak 3 marca 1940 roku, zabierając swoja tajemnicę do grobu.
Pierwszą i jedyną próbę, Niemcy podjęli zimą 1941. Według naocznych świadków, pomiędzy styczniem a marcem 1941 roku do dworku w Tubądzinie przybyła ekipa śledcza. Dwóch ubranych po cywilnemu Niemców, przyjechało szukać skarbów Walewskiego. W czasie rewizji, odkryto w oranżerii dwie skrzynie dokumentów a we dworze znaleziono, zamurowane obrazy. I to wszystko. Niemcy nie byli nimi zainteresowani i wyjechali. Być może pogoda nie sprzyjała dalszym poszukiwaniom i chcieli wrócić tu później? Nie udało im się. Co stało się z dokumentami odnalezionymi w Tubądzinie? Część z nich „przemiła” młodzież z Hitlerjugend wyniosła nad pobliski staw (po drugiej stronie drogi) i spaliła. Spaliła by wszystko, gdyby nie zainteresował się tym Rudolf Weinert, przedwojenny kustosz Muzeum Ziemi Sieradzkiej. Na jego to polecenie, sprowadzono obrazy i inne zabytki z Tubądzina do Sieradza.
Po wojnie, zbiory Walewskiego znalazły się w dwóch instytucjach. Archiwum państwowym w Łodzi i Muzeum Okręgowym w Sieradzu. Zbiory te to większość dokumentów i odpisów, kilkadziesiąt książek i obrazy z Tubądzina.
Los sreber, porcelany, kryształów jak i wielu innych zabytków, ukrytych w 1939 roku pozostaje nieznany.
Cdn.
I przyszedł wrzesień 1939 roku. Te tereny zostały zajęte przez Niemców, mniej więcej między 3 a 5 września 1939 roku. I tyle czasu (3-5dni) miał Kazimierz Walewski na ukrycie swoich zbiorów. Czy je ukrył? Tak, jest to pewne w stu procentach. Nie chciał, aby zbiory jego życia wpadły w ręce hitlerowców. Wszystkie rzeczy zostały pochowane, ale pochowane naprędce.
Na początku 1940 roku, majątki Walewskich, czyli Tubądzin i Inczew (leżący o rzut kamieniem od Tubądzina) przeszły w ręce niemieckiego rządcy Mauve Lutza. Lutz zamieszkał w Inczewie, natomiast z dworu i reszty zabudowań, zrobiono ośrodek dla Hitlerjugend. Walewskiego nie wysiedlono. Pozwolono mu zamieszkać w jednym pokoju dworu w Tubądzinie. Dlaczego Niemcy byli tacy szlachetni? Bo dobrze wiedzieli o jego zbiorach, a zajmując ten teren ich nie zastali.
Nic więc dziwnego, że zależało im, aby zdradził miejsce ukrycia swych zbiorów. Kazimierz Walewski zmarł jednak 3 marca 1940 roku, zabierając swoja tajemnicę do grobu.
Pierwszą i jedyną próbę, Niemcy podjęli zimą 1941. Według naocznych świadków, pomiędzy styczniem a marcem 1941 roku do dworku w Tubądzinie przybyła ekipa śledcza. Dwóch ubranych po cywilnemu Niemców, przyjechało szukać skarbów Walewskiego. W czasie rewizji, odkryto w oranżerii dwie skrzynie dokumentów a we dworze znaleziono, zamurowane obrazy. I to wszystko. Niemcy nie byli nimi zainteresowani i wyjechali. Być może pogoda nie sprzyjała dalszym poszukiwaniom i chcieli wrócić tu później? Nie udało im się. Co stało się z dokumentami odnalezionymi w Tubądzinie? Część z nich „przemiła” młodzież z Hitlerjugend wyniosła nad pobliski staw (po drugiej stronie drogi) i spaliła. Spaliła by wszystko, gdyby nie zainteresował się tym Rudolf Weinert, przedwojenny kustosz Muzeum Ziemi Sieradzkiej. Na jego to polecenie, sprowadzono obrazy i inne zabytki z Tubądzina do Sieradza.
Po wojnie, zbiory Walewskiego znalazły się w dwóch instytucjach. Archiwum państwowym w Łodzi i Muzeum Okręgowym w Sieradzu. Zbiory te to większość dokumentów i odpisów, kilkadziesiąt książek i obrazy z Tubądzina.
Los sreber, porcelany, kryształów jak i wielu innych zabytków, ukrytych w 1939 roku pozostaje nieznany.
Cdn.
Vaderian (Lodz - Poland)
"...i spalmy jedzenie nim przyjdą Francuzi, chociaż wiem jak ciężko podpalić barszcz..." Woody Allen
"...i spalmy jedzenie nim przyjdą Francuzi, chociaż wiem jak ciężko podpalić barszcz..." Woody Allen