Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
JW 2954 Zgierz, ul. Piątkowska oraz bunkry i warta na Malince.
#1
           
Czy koledzy wiedzą czym dokładnie zajmowała się jednostka przy Piątkowskiej?

Zadaję to pytanie, ponieważ zabudowania tejże wyglądały obrzydliwie. Żołnierskie baraki były ogrzewane piecami kaflowymi. Na podłogach rozsypywało się ze starości ogólnokomunistyczne linoleum. Ubikacje i łazienka znajdowały się na końcu baraków. Ubikacja to był totalny i śmierdzący (bez szans na likwidację tego odoru) kucany syf a łazienka wyglądała jak chlew z korytami dla świń.

Z drugiej strony jednostka mogła przyznawać konkretnym żołnierzom (od szeregowego) tajność do najwyższego stopnia. A dowódca pułku miał przyznane uprawnienia najwyższego stopnia tajności.
Odpowiedz
#2
Z tego co wiadomo, 2 Pułk Budownictwa Łączności, który jako jednostka inżynieryjna wykonywał prace budowlane na rzecz brygady łączności (nie pamiętam numeru).
Obiekt powstał za Niemca. Był tam jakiś obóz pracy przymusowej? a pod koniec wojny koszary jakiejś zapasowej jednostki grenadierów i Od 1945 obiekt praktycznie związany głównie z jednostkami łączności.
"Bóg walczy po tej stronie, która ma lepszą artylerię" - Napoleon Bonaparte
Scale Model Warehouse Poland smwarehouse.pl
Odpowiedz
#3
(08-01-2018, 01:14)gunship napisał(a): Z tego co wiadomo, 2 Pułk Budownictwa Łączności, który jako jednostka inżynieryjna wykonywał prace budowlane na rzecz brygady łączności (nie pamiętam numeru).
Obiekt powstał za Niemca. Był tam jakiś obóz pracy przymusowej? a pod koniec wojny koszary jakiejś zapasowej jednostki grenadierów i Od 1945 obiekt praktycznie związany głównie z jednostkami łączności.

Sorry, przestraszyłem się swojej wiedzy ... choć latek upłynęłoooooo......... to może skasować ten wątek.
Odpowiedz
#4
"TeTetka" rozwiń swój ostatni wpis. Tak w temacie łączności to była sobie piosenka "Trzech synów matka miała, dwóch słynęło z mądrości a trzeci co był głupi poszedł do "łączności" Wink
Swoją drogą Łódź i okolice mają szczęście do jednostek łączności. W latach 80-tych na Lublinku stacjonował pułk łączności specjalnej podlegający bezpośrednio pod SG.
"Bóg walczy po tej stronie, która ma lepszą artylerię" - Napoleon Bonaparte
Scale Model Warehouse Poland smwarehouse.pl
Odpowiedz
#5
Smile 
(23-01-2018, 22:06)gunship napisał(a): "TeTetka" rozwiń swój ostatni wpis. Tak w temacie łączności to była sobie piosenka "Trzech synów matka miała, dwóch słynęło z mądrości a trzeci co był głupi poszedł do "łączności" Wink
Swoją drogą Łódź i okolice mają szczęście do jednostek łączności. W latach 80-tych na Lublinku stacjonował pułk łączności specjalnej podlegający bezpośrednio pod SG.

Ciężka sprawa. Ale może pociągnę. To było tak strasznie dawno, że może nikt mnie za d... już nie weźmie.

Otóż pewnego pięknego dnia, gdy wybierałem się po "ciężkim dniu pracy" do domu (dla wyjaśnienia muszę dodać, że w Zgierzu odwalałem służbę na zasadach jak zawodowcy, choć byłem spr-owcem [kapral podchorąży - żart, ale bardzo się starałem, żeby mi nie dali więcej], to znaczy 8 godzin pracy i do Łodzi do ciepłego domku, oczywiście gdy nie miałem służby) wezwał mnie do siebie dowódca pułku (?!). Ładnie się zameldowałem a on pyta czy mogę jechać z nim, jako obstawa - adiutant - osoba towarzysząca, na przegląd realizowanych budów. Ponieważ było piętnaście minut do codziennej wolności to, myśląc jak cywil, odpaliłem, że dom, że żona, że zorza polarna, że ... coś tam jeszcze  ... i oczywiście moja odpowiedź, że niekoniecznie mogę. Jednym słowem zachowałem się jak cywilbanda z długim kocim ogonem choć trochę już miałem za sobą (Nalazki w Elblągu i Marwoj na Oksywiu). Dowódca pułku popatrzył na mnie szklanym wzrokiem i rzucił: "w takim razie proszę się zameldować u mnie 5 minut przed wyjazdem, za pół godziny wyjeżdżamy". Pamiętam ten jego tekst do dzisiaj!!!! Ja na to grzecznie: tak jest panie pułkowniku Big Grin Jutro opiszę co widziałem.
Odpowiedz
#6
Fiu Fiu PSZ im. Rodziny Nalazków Smile tak na marginesie Elbląg to bardzo fajne miasto.
"Bóg walczy po tej stronie, która ma lepszą artylerię" - Napoleon Bonaparte
Scale Model Warehouse Poland smwarehouse.pl
Odpowiedz
#7
   
   


Wtedy OSWL im. Rodziny Nalazków. Ośrodek Szkolenia Wojsk Lądowych. Podchorążowie rezerwy, kadeci, elewi, szwejki. Wszystkie elementy szkolenia, sprzęt, amunicja, poligony bez ograniczeń i taryf ulgowych, w dzień i w nocy. Oczko w głowie Jaruzelskiego. Bywało, że bez zapowiedzi lądował helikopter na placu apelowym o każdej porze dnia i nocy i wysiadał Wojtek czyli generał, pierwszy sekretarz PZPR, szef WRON'y, szef armii, ... jednym słowem capo di tutti capi PRL'u i stanu wojennego. Czyli panika trwała non-stop. Oprócz niesamowitego drylu, konsekwencją którego było pękanie ludzi wraz z samobójstwami, był jeden plus - warunki były luksusowe. Jakby na to nie patrzeć byłe koszary SS. Po drugiej stronie ulicy pułk albo dywizja czołgów.

A Elbląg znam tylko z miejsc gdzie można było się napić podczas dwugodzinnej przepustki w miarę bezpiecznie za marny żołd czyli tam gdzie droga pomiędzy drzwiami a miejscem drinkowania była na tyle skomplikowana, że można było spruć jakimiś tylnymi wyjściami nim patrol WSW cię namierzył.
Odpowiedz
#8
   
Ponieważ w OSWL im. Rodziny Nalazków byłem podczas mistrzostw w piłce nożnej to najbardziej dałem czadu w knajpce na piętrze w centrum podczas któregoś z meczy. W knajpce byłem tylko ja z kumplem i grupka przy innym stoliku. Mecz szedł w radiu. Pani była na tyle miła, że nas dwóch nie zmuszała do marnowania pieniędzy na zakąszanie więc tylko wznosiliśmy toasty za udane akcje, bo bramek nie było. I tak kasa nam się szybko skończyła ale, bez jedzenia, i tak byliśmy dobrze wstawieni. Ludzie ze stolika dalej zobaczyli biednych, smutnych żołnierzyków więc nas zaprosili, dali jeść i oczywiście, ponieważ bramek nie było, łykaliśmy do rogów, później do autów ... masakra. Ja się całkowicie ululałem. Ocknąłem się będąc ciągnięty, chociaż idąc o własnych nogach, przez kumpla, który jeszcze wiedział dokąd idziemy. A szliśmy do jednostki. No bo dokąd mięliśmy iść. Ponieważ lekko otrzeźwiałem mówię, że nie możemy dać się zamknąć, bo nas kac zabije. W areszcie na warcie gościom w takim stanie nie dawali nic do picia ... oczywiście dla radochy. Sadyści! Kompletnie nie myśleliśmy o możliwych bardzo poważnych konsekwencjach szczególnych właśnie dlatego, bo to były Nalazki. Z przejęcia zaczynałem myśleć coraz jaśniej i przypomniałem sobie o małej, stale zamkniętej, furtce daleko od bramy i biura przepustek. Najważniejsze pamiętałem, że pilnował jej cały czas szwejk (gdyby kadet to bez jakichkolwiek szans, gdyby elew to istniała dla nas tylko bardzo nikła szansa). Dlaczego łaził tam wartownik skoro była cały czas zamknięta i nikt nigdy nie widział, żeby ktoś tamtędy przechodził. Musiała być możliwość jej otwarcia. W naszym stanie nie mięliśmy jakichkolwiek szans na nawet próbę przejścia przez płot. Kumpel podholował mnie do furtki i powiedział, że on już tu zostaje - dotarła do niego gorzała. A ja stanąłem na nogach i zacząłem błagać szwejka, żeby otworzył furtkę. Mówił, że nie ma klucza, że musi spytać kogoś o zgodę ... zgłupiał gość. Nie wiem jak długo to trwało i które argumenty wreszcie go przekonały (szczególnie się bał, że ktoś z budynków wokoło zobaczy fakt otwarcia przez niego furtki) ale otworzył furtkę. Teraz ja zacząłem holować kumpla przez teren jednostki. Nie chciałem iść na kompanię, ponieważ strasznie mi się chciało jeść po tym piciu a stan kumpla nie dawał mu szans na uniknięcie odpowiedzialności. Było dawno po kolacji ale postanowiłem, że idziemy do stołówki, może da się coś użebrać. Mięliśmy bardzo dużo szczęścia idąc pomiędzy budynkami koszarowymi, obok placu apelowego aż do stołówki i nikt nas nie przyuważył. A mój kumpel był prawie nieprzytomny. W stołówce było pusto, okna do kuchni pozasuwane ale spoza nich usłyszałem stukanie. Oparłem kumpla o bufet i zacząłem nawalać w okno kuchni. Okno się otworzyło, pytanie: czego, ja: jeść. Kobitka już chciała mnie opieprzyć ale spojrzała na nas i usłyszałem: chłopaki jak wy wyglądacie, siadajcie przy stoliku, zaraz wam przyniosę jedzenie. Przyniosła dla każdego po 2 głębokie talerze żarcia z kolacji, obiadu, wszystko jedno, czubate od jedzenia. Pojedliśmy, trochę to trwało, ładnie podziękowaliśmy, poszliśmy już o własnych siłach na kompanię. Do dzisiaj uważam, że mięliśmy z kumplem niezwykłe szczęście tego dnia.

Na zdjęciu czerwoną strzałką zaznaczyłem prawdopodobne umiejscowienie tej niezwykle dla mnie ważnej życiowo furtki. Jeżeli mnie pamięć nie myli to właśnie tam, ponieważ w budynku za nią, na piętrze, była biblioteka, w której się dekowałem, na ile tylko było można, pod pozorem redagowania jakiejś wysoko uduchowionej socjalistycznie politycznie gazetki wewnętrznej, której każdy "turnus" SPR wydawał jeden numer. Sorry ale dzięki mojemu zaangażowaniu "mój turnus" nie pozostawił po sobie kolejnego numeru gazetki.
Odpowiedz
#9
   
Muszę przyznać, że gdy tak wspominałem tamto wydarzenie i kilkakrotnie przeczytałem mój wcześniejszy wpis to przypomniało mi się dlaczego szwejk nam otworzył furtkę.

Otóż razu pewnego byliśmy kompanią na poligonie. Lato, gorąco. Aż miło. Jest przerwa na fajkę, rozglądamy się i uwagę naszą zwrócił samotny czołg w dali jadący prawie w naszą stronę. Z jednej strony nic specjalnego ale nagle czołg się zatrzymuje, wyskakuje 2 żołnierzy, stają przed czołgiem i coś tam się dzieje. Po chwili widzimy, że stawiają na nogi jakąś mało kształtną postać, wchodzą z powrotem do czołgu, postać zaczyna biegnąć a czołg jedzie za nią. Sytuacja powtórzyła się 2 lub 3 razy i czołg z biegnącą przed nim postacią zbliżył się do nas tak, że zobaczyliśmy gościa opatulonego w gumę OP1, w masce przeciwgazowej i z pełnym rynsztunkiem i goniący go czołg. Człowiek w gumie pada niedaleko nas, wyskakują żołnierze, bluźnią go, kopią, każą wstać a ten się nie rusza. Krzyknąłem, że go sk... syny zabiją i zacząłem biec w tamtą stronę a za mną kilku moich kumpli. Gdy dobiegałem zobaczyłem, patrzących na nas, zdziwionych kadetów. Dopadłem do leżącego, zerwałem mu maskę pgaz, oczu nie było widać tylko białka jak u Brana Starka z "Gry o tron" gdy wpadał w trans. Zerwałem z jego tułowia gumę, ktoś dał manierkę z wodą. Żołnierz zaczął odzyskiwać przytomność. Spytałem kadetów dlaczego tak gonią szwejka, za chwilę mięliby trupa. Oni na to, że ich dowódca wydał im rozkaz, żeby dali nauczkę szwejkowi za coś tam. Wypytałem ich o ich dane, było nas więcej to powiedzieli. Poinformowałem ich, że szwejk jest nasz a o sadyźmie i znęcaniu się w ich wykonaniu złożymy raport dowódcy jednostki. Ponieważ nas było ponad stu chłopa, w tym czasie zgromadzili się przy czołgu już wszyscy z mojej kompanii, więc kadeci położyli uszy po sobie, wsiedli do czołgu i odjechali.

Przy furtce przypomniałem sobie o tym zdarzeniu i spytałem szwejka wartownika czy wie o akcji na poligonie. To się rozeszło błyskawicznie po okolicy. Udowodniłem mu, że to ja z kumplami uwolniliśmy z rąk kadetów i autentycznie uratowaliśmy życie żołnierzowi z jego korpusu.

Na zdjęciu: dokładnie tak wyglądał żołnierz w OP1 i masce MC1, którego podczas letniego upału gonili po poligonie czołgiem kadeci.
Odpowiedz
#10
Służyłem w jednostce przy Piątkowskiej od listopada 1982r. do końca kwietnia 1983r. po przeniesieniu z Oksywia z Marynarki Wojennej.

Przede wszystkim teren magazynów i warta na Malince podlegały bezpośrednio pod dowództwo Pomorskiego Okręgu Wojskowego w Bydgoszczy. Bezpośrednim przełożonym warty był oficer operacyjny okręgu, który miał swoją siedzibę w jednostce przy Konstantynowskiej. W lesie na Malince magazynowana była amunicja dla Garnizonu Łódzkiego i coś tam jeszcze. Amunicja była składowana w bunkrach podziemnych częściowo wystających z ziemi, dodatkowo zabezpieczonych wałami ziemi wokół części nadziemnej. Pod wejście do każdego z bunkrów był wjazd wycięty w wale od strony drogi wewnętrznej więc teren był "górzysty" a reszta "rupieci" składowana była w budynkach magazynowych naziemnych. Dlatego obserwatorzy zza ogrodzenia oraz wartownicy widzieli wyłącznie kilka typowych budynków magazynowych i wały ziemi. Przez ogrodzony teren szła szeroka droga łącząca plac manewrowy z awaryjną bramą wyjazdową na Malinkę.

Teren był rzeczywiście bardzo duży. Wjeżdżało się drogą leśną, wąską na jeden samochód, rozpoczynającą się po prawej od trasy ze Zgierza w miejscu, w którym zaczyna się zjeżdżać trasą z góry w kierunku Malinki. Dzisiaj chyba jest przegrodzona szlabanem jak każda droga do lasu. Dojeżdżało się do bramy, za którą znajdował się duży plac manewrowy a za tym placem, lekko po lewej na wprost bramy, stała murowana wartownia. Wchodziło się przez sień do pokoju zmiany czuwającej, obok (też od frontu) był wąski pokój dla dowódcy warty z kojem, telefonem, dokumentami i skrzyniami z amunicją dodatkową prócz posiadanej przez żołnierzy, za pokojem zmiany czuwającej znajdował się pokój zmiany odpoczywającej z łóżkami. Z drugiej strony sieni była kotłownia. Za budynkiem wartowni stał budynek gospodarczy.

W kierunku Malinki leżał, ogrodzony dwoma rzędami drutów kolczastych, teren, który ciągnął się aż do parkingu na Malince. Na ten parking był awaryjny wyjazd poprzez zaplombowaną ówcześnie bramę. Pomiędzy ogrodzeniami z drutów kolczastych chodzili wartownicy ścieżką przy wewnętrznym płocie a ziemia pozostałej części pasa była zaorana. Przy tylnych (znaczy od strony Malinki) narożnikach terenu oraz po bokach w połowie terenu znajdowały się daszki z telefonami umożliwiającymi dwustronny kontakt wartownik - dowódca warty. Wartownik mógł zadzwonić do dowódcy ale mógł też być wezwany do telefonu głośnym dzwonkiem. Wzdłuż ścieżki stały lampy oświetlające, bez sensu, tylko ziemię pomiędzy drutami i oczywiście wartownicy byli doskonale widoczni a wkoło las, szczególnie w nocy czarny. Żołnierze bali się tej warty, szczególnie nocą, ponieważ każdy szelest za płotem, trzask gałązki mógł wskazywać, że ktoś tam, może nawet bardzo blisko, czai się lub obserwuje będąc zupełnie niewidoczny w ciemnościach a żołnierz chodzi w świetle i nie ma żadnej możliwości na wejście w cień lub ukrycie się. W przypadku ataku nie miałby jakiejkolwiek szansy do obrony, przede wszystkim byłby odstrzelony nim by się w czymkolwiek zorientował. Bali się tej warty też dowódcy, ponieważ bali się reakcji żołnierzy a zdarzały się różniste ze względu na zagrożenie i związane z tym napięcie. Gdy moimi podwładnymi zostawali młodzi żołnierze to rozprowadzający żegnał się przed wyjściem ze zmianą a gdy wchodził na ścieżkę pomiędzy drutami to darł się jak mógł najgłośniej, żeby młody ich nie zastrzelił ze strachu. Ja byłem wyjątkiem z dwóch powodów. Po pierwsze byłem dowódcą "plutonu" wartowniczego chroniącego jednostkę przy Piątkowskiej (napisałem w cudzysłowie "plutonu", ponieważ znalazłem się w kompanii, która miał pluton łączności 5 ludzi z dowódcą zawodowym żołnierzem, pluton straży pożarnej 6 ludzi z dowódcą żołnierzem zawodowym a mnie, czyli podchorążemu rezerwy, wpierniczyli pluton wartowniczy 110 ludzi) i dobrze sobie dawałem radę. Po drugie, gdy dowiedziałem się, że na Malince jestem Panem Bogiem i Piątkowska razem z Garnizonem Łódzkim i okolicą mogą mi wskoczyć to wiedziałem, że to jest miejsce dla mnie. Szczególnie po tym gdy, niedługo po moim przybyciu do Zgierza, dostałem służbę dowódcy plutonu alarmowego pułku. To był stan wojenny. Było niemiło, nie pospałem. Musiałem zrobić porządek w Zgierzu. Stwierdziłem, że nie dam się więcej w toto wrobić. Przepraszam za wtręty osobiste. Już kontynuuję.

Jedzenie. Suchy prowiant przywoziła warta samochodem ciężarowym ze sobą a po obiad chodziło piechotą 2 żołnierzy z warty z termosami - plecakami do jednostki przy Piątkowskiej.

Teraz o obsadzie warty. Pierwszą połowę roku kalendarzowego wartę w lesie na Malince obsadzała Konstantynowska a drugą połowę Piątkowska. Za to pierwszą połowę roku Piątkowska obsadzała służbę pomocnika oficera operacyjnego okręgu przy Konstantynowskiej a drugą połowę roku załatwiała to na miejscu Konstantynowska. Załapałem się również na służbę pomocnika więc dodam, że oficer operacyjny okręgu urzędował w pomieszczeniach budynku wartowni (po lewej zaraz za bramą) na piętrze. Cały dół zajmowała warta i ktoś (prócz oficera i pomocnika) kto chciał wejść na górę musiał zameldować się dowódcy warty a ten dzwonił na górę z pytaniem czy ma gościa wpuścić. Druga rewelacyjna służba. Dlatego na środku sali operacyjnej rozstawiałem sobie kojo, włączałem telewizor (2 programy), radio (już lepiej) a wkoło miałem dalekopisy, książki do rozszyfrowywania i do szyfrowania, telefony i święty spokój. Jeden dalekopis służył wyłącznie do bezpośredniego kontaktu z dowództwem Pomorskiego Okręgu Wojskowego w Bydgoszczy, inne służyły do odbioru meldunków z rejonu Łodzi oraz w sprawach związanych z wojskiem Garnizonu Łódzkiego będącym poza obszarem Garnizonu.

Odprawa warty wyglądała następująco. Ładowaliśmy się do samochodu ciężarowego w jednostce przy Piątkowskiej i jechaliśmy do jednostki przy Konstantynowskiej. Wypakowywaliśmy się przed budynkiem warty. Przychodził oficer operacyjny okręgu, meldowałem, kontrolował wartę, wydawał czasem jakieś dodatkowe polecenia i instrukcje, robił nam papa i jechaliśmy do lasu. Tam przejmowałem formalnie wartę, rozprowadzający zmieniali wartowników, "stara" warta ładowała się na samochód i spokój. Po 24 godzinach, po zdaniu warty, jechaliśmy na Konstantynowską, meldowałem oficerowi operacyjnemu, porozmawialiśmy o tym co się zadziało (a nie było warty, żeby się nie zadziało) i wracaliśmy na Piątkowską.

Jeszcze o terenie. Przypomniałem sobie, że pod koniec 1982r. jakiś generał, sam albo z innymi gigantami, wpadł na "genialny" pomysł, żeby urządzić na terenie chronionym miejsce rekreacyjne z wykorzystaniem rzeczki, która przepływała przez część ogrodzoną w prawej tylnej części (patrząc od wartowni w kierunku Malinki). Dla kogo, po co, nie pamiętam. W każdym razie szybko pojawiły się koparki i spychacze i zaczęły, jeszcze w grudniu, tworzyć jeziorko na rzeczce oraz nowe koryto rzeczki, żeby płynęła zakrętami. Ponieważ od stycznia wartę przejęła Konstantynowska szczęśliwie nie musiałem ciągu dalszego oglądać.
Odpowiedz
#11
   
Na zrzucie naszkicowałem nieudolnie teren chroniony na Malince.
To jest szkic według pamięci sprzed oooo... i jeszcze trochę lat.

Legenda:

1. Transformator zasilający cały teren warty: obiekty oraz lampy uliczne oświetlające drogę wartowników i otoczenie wartowni, telefony wewnętrzne, hydrofor, itd. Pierwszy raz się spotkałem z tym, że dzięki "street wiew" można wejść do lasu. A dzięki temu widać resztki betonowych słupów transformatora przed byłą bramą.
2. Brama główna. Droga dojazdowa od trasy do tej bramy wygląda dzisiaj tak jak za mojej tam służby, wąska i zarośnięta.
3. Wartownia.
4. Budynek gospodarczy.
5. Brama awaryjna z bezpośrednim wyjazdem na parking przy Malince. Nieużywana. Od tej strony wartownicy widzieli pojazdy na parkingu - odnodze od ulicy Malinka. Oj działo się tam działo!
6. Kulochwyt na wypadek przypadkowego wystrzału podczas kontroli broni zmiany idącej na wartę i zmiany wracającej z warty.

A. Plac manewrowy przed wartownią.
B. Teren chroniony. Otoczony był podwójną linią drutów kolczastych (narysowałem tylko jedną linię), pomiędzy którymi chodzili wartownicy ścieżką przy wewnętrznym płocie a reszta pasa ziemi była zaorana tak, ażeby było widać ewentualne ślady szpiega ze zgniłego zachodu lub dywersantów Budeswehry.

Droga istniejąca była drogą przez środek terenu chronionego tylko, że była szeroka. Po jej obu stronach były zagłębione w ziemi żelbetonowe bunkry do przechowywania amunicji. Każdy bunkier był otoczony wałem ziemnym tak, że nie było z zewnątrz widać bunkra. Słyszałem, że podczas zwijania się stamtąd wojska bunkry te zostały "wyrwane" z ziemi i przez jakiś czas, dopóki terenu nie wyrównano, las wyglądał jak po ciężkim bombardowaniu. Pomiędzy bunkrami znajdowało się kilka baraków drewnianych do magazynowania wszelkich innych rupieci. Na teren chroniony pojazdy wjeżdżały bramą (zapomniałem ją zaznaczyć) od strony placu manewrowego przed wartownią od strony bramy głównej.

Przepływowe stawy są to prawdopodobnie te, które rozpoczęto sztucznie wykonywać podczas mojego tam przebywania. Z tego co pamiętam to jakiś gigant generał, albo cała ich zgraja, chciał zrobić tam teren rekreacyjny dla wyższej kadry, do tego chroniony przed oczami wścibskich przez stałą wartę.
Odpowiedz
#12
Rzeczka płynęła, a raczej przesączała się tak jakby obcinała narożnik terenu ogrodzonego. Malinka płynęła przez teren ogrodzony a stawy zostały wykonane spychaczami, robili jeszcze jakieś zakręty. Ale widziałem tylko początki tych prac, ponieważ przyszedł okres zmiany obsługi warty na Malince z Piątkowskiej na Konstantynowską więc skończyły się moje służby na Malince a rozpoczęły się nad wartownią przy Konstantynowskiej.

Co do ryb to podczas warty nie było na to czasu. Czasem tylko pograliśmy w piłkę na placu manewrowym. Pomijając jaja gdy żołnierze, którzy poszli po obiad na Piątkowską przyszli z "lekkim" opóźnieniem i przynieśli termosy-plecaki pełne piwa zamiast żarcia. Wku... się setnie. Piwo i owszem ale nie w takich koszmarnych ilościach. Do tego człowiekowi chce się k... jeść. Więc ich wypędziłem z powrotem po żarcie choć wiedziałem, że w kuchni przy Piątkowskiej już nic nie dostaną. G... mnie to obchodziło skąd wezmą żarcie. A piwo musięli zostawić. I żarcie przynieśli. Nie wiem skąd i jak to zrobili ale było dużo i lepsze niż z kuchni. Mięli odpuszczone.
Odpowiedz
#13
   
Ponieważ lato znów zagościło i śnieg spłynął całkowicie wybrałem się dzisiaj na Malinkę zobaczyć czy znajdę jakieś ślady terenu chronionego, na którym miałem służbę dowódcy warty. Zaskoczyłem sam siebie, ponieważ odnalazłem wszystkie ślady, które chciałem znaleźć czyli pas ogrodzenia w całości, wartownię, studnię, bramy. Czyli faktycznie, jak ktoś mi napisał na podstawie moich szkiców, pamięć niezła choć nie byłem tam od 1982r. Zrobiłem dużo zdjęć. Będę je sukcesywnie zamieszczał wraz z opisami. Będzie też coś dla aktywnych poszukiwaczy, ponieważ znalazłem 2 bunkry amunicyjne, które, jak podejrzewam z tego co zobaczyłem, nie zostały wyrwane a tylko zasypane ziemią. Na zdjęciach pokażę ich umiejscowienie. Na przyszłość jeżeli ktoś będzie chciał zrobić bardzo dokładną mapę tego terenu lub pojechać tam ze szpadelkiem to chętnie pojadę tam jeszcze raz i pokażę ślady, które znalazłem.

Wracając zajrzałem na teren byłej jednostki przy Piątkowskiej. Budynek wartowni po lewej, choć trochę przebudowana fasada (nie wiem jak w środku), wygląda prawie tak samo. W części prostopadłej do Piątkowskiej, w głąb jednostki za wejściem, były pomieszczenia oficera dyżurnego. W pozostałej części były pomieszczenia wartowni a w części równoległej do Piątkowskiej był areszt. Warta miała przegwizdane, ponieważ drzwi w drzwi był oficer dyżurny. Ale areszt był tak położony, że gdy aresztant, któremu należał się wpie.dol gdy go dostawał to oficer dyżurny nie słyszał. To ja byłem dowódcą liczącego 110 żołnierzy "plutonu" wartowniczego więc warta podległa mnie w całości czyli wiem co się tam działo. Ale to na kolejną opowieść.

Po prawej budynek dawnego sztabu. Choć fasada odnowiona i trochę zmieniona to wejście zachowało swój wygląd. To znaczy schody i wejście w podcieniu.

Dalej po lewej za nowym blokiem mieszkalnym zachował się barak mojej kompanii (pluton ochrony 110 żołnierzy - podchorąży rezerwy czyli ja, pluton straży pożarnej 5 żołnierzy - podoficer zawodowy, pluton łączności 5 żołnierzy - podoficer zawodowy) choć trochę przebudowany elewację ma nową i wygląda dobrze. Do niego, wzdłuż drogi, przylega przewiązka, w której wtedy znajdował się pułkowy zakład fryzjerski.

Po prawej naprzeciwko mojej kompanii znajduje się budynek dawnej stołówki z kuchnią. Teraz mało widoczny, chyba również z nową elewacją, nie wiem nawet czy mocno przebudowany.

Tuż za barakiem mojej kompanii zakręt w prawo i na końcu drogi, po lewej, znajduje się barak kompanii obsługi (zapomniałem jak mówiło się na taką kompanię w żargonie żołnierskim) czyli kucharze i inni. Budynek wygląda tak jak go pamiętam, jak wszystkie baraki kompanijne, czyli syf, kiła i mogiła ... a to przecież był pułk BUDOWNICTWA łączności. Ale za to drzwi wejściowe do kompanii są autentycznie zabytkowe. Kompania ta była sławna w pułku za mojej tam bytności z posiadania, jako podoficera służby zasadniczej, autentycznego sadysty, który otrzymał potwierdzenie swojego sadyzmu na piśmie w oficjalnym dokumencie. Ale to na inną opowieść.

Na zdjęciu: po lewej barak kompanii obsługi, wygląd dzisiejszy taki jak był za mojej tam bytności.
Odpowiedz
#14
           
1. Brama wjazdowa na teren obszaru chronionego na Malince. Teren, na którym znajdowała się wartownia był ogrodzony z trzech stron (północ, południe, zachód) pojedynczym płotem. Od strony wschodniej teren ten przylegał do obszaru chronionego dlatego z tej strony był płot podwójny i dwie bramy. W płocie od strony północnej znajdowała się brama główna, którą nieudolnie narysowałem. Od bramy droga szła prosto do trasy przelotowej Zgierz - Malinka i wpadała do niej prawie naprzeciwko małego zajazdu po drugiej stronie trasy. Oczywiście zajazd jest dzisiaj. Nie pamiętam czy był wtedy. Dzisiaj droga wjazdowa od strony trasy Zgierz - Malinka jest przegrodzona szlabanem pomalowanym na biało - zielono.

Załączam 3 zdjęcia:
1. Brama i ogrodzenie, widok na teren wokół wartowni zza ogrodzenia, od strony wjazdu od trasy przelotowej Zgierz - Malinka (w kierunku południowym).
2. Brama i ogrodzenie, widok z wnętrza terenu wokół wartowni na drogę w kierunku trasy przelotowej Zgierz - Malinka (w kierunku północnym).
3. Brama i ogrodzenie, widok z wnętrza terenu wokół wartowni w kierunku trasy przelotowej Zgierz - Malinka (w kierunku NNE).

Zdjęcia musiałem poważnie "odchudzić", żebym mógł je tutaj zamieścić.
Odpowiedz
#15
           
2. Nie pamiętam w którym dokładnie miejscu przebiegał pojedynczy płot ogrodzenia terenu wartowni od strony zachodniej. Znalazłem jednak 2 elementy betonowe, które były częścią ogrodzenia. Ponieważ znajdują się na zboczu mogły "spłynąć" w dół na co wskazuje wygląd terenu.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości